Motocyklem po krainie miliona słoni – Vang Vieng

  • Home
  • Azja
  • Motocyklem po krainie miliona słoni – Vang Vieng

Tak jak pisaliśmy już w pierwszym odcinku naszej laotańskiej przygody, po kilkugodzinnych poszukiwaniach znaleźliśmy Hondę Transalp 400, którą wynajęliśmy na całe nasze zwiedzanie tego kraju, czyli 9 dni. Motocykl do odebrania następnego dnia rano na południowych obrzeżach Vientiane. Jedziemy tam bardzo wcześnie rano. W wypożyczalni załatwiamy ostatnie formalności, płacimy bez mała 50 USD na dzień (niestety wypożyczenie motocykla ogólnie tanie nie jest, a w Laosie , w którym jest ich na lekarstwo, nie ma co liczyć na okazje). Jesteśmy jednak szczęśliwi, że mamy własny środek lokomocji, który pozwoli nam dojechać tam , gdzie chcemy i o czasie w którym chcemy. Na duży minus jest natomiast to, że pod kątem przewożenia bagażu motor w najmniejszym nawet stopniu nie jest przygotowany na długą trasę.  Niestety nie ma sakw. Jest natomiast tylna półka na przyczepienie skrzyni bagażowej. Skrzyni też nie mamy, ale za pomocą gum bagażowych do półki przyczepiamy całą masę plecaków i toreb. Reszta  po ostrej selekcji zostaje w grzecznościowej przechowalni w naszej wypożyczalni motocykli.

Wreszcie możemy ruszyć. Pakowanie zajęło nam wprawdzie parę godzin, ale dzięki temu, że do wypożyczalni trafiliśmy jeszcze przed świtem ciągle jest wcześnie i w miarę szybko przejeżdżamy miasto od jego południowego skraju do jego północnych rogatek i wreszcie czujemy się wolni. Do Luang Prabang, które jest naszym celem mamy ponad 500km głównie wysokogórskiej drogi. Dzisiaj jednak chcemy dojechać do odległego o niecałe 200km Vang Vieng. Dzisiejszy odcinek jest częściowo płaski, a częściowo wiedzie przez niewysokie góry. Nie powinno więc być trudno. 

Typowy, laotański cmentarz gdzieś w dżungli w drodze do Vang Vvieng.
 

Powinniśmy być na miejscu w miarę wcześnie, ale…jest już maj, a to znaczy, że monsun jeśli jeszcze się nie zaczął, to jest już blisko. Niebo jest całkowicie zasłonięte chmurami nie mającymi żadnej rzeźby. Ich grubość możemy ocenić tylko na podstawie porównania godziny, do ilości światła. Nie jest to łatwe, bo ludzki mózg szybko zaczyna się przyzwyczajać i kompensuje mniejszą ilość światła…nie mniej wydaje nam się, że o tej porze nie powinno być jeszcze aż tak ciemno, jak jest. Niby nie mamy wiele do przebycia, ale jeśli się rozpada… Na razie jednak mamy szczęście.

100km za nami, 120, 140…oj, oj, oj!!!! Robi się naprawdę ciemno i spadają już bardzo drobne kropelki deszczu. Parę kilometrów wcześniej minęliśmy coś w rodzaju wiaty. Chcielibyśmy jechać dalej – może będzie następna, ale kropi coraz mocniej i postanawiamy zawrócić. Zaczyna już padać całkiem serio. Warstwa kurzu i wysuszonego błota na resztkach asfaltowej (pewnie 30 lat temu) nawierzchni robi się podobna do lodowiska. Jedziemy więc 20-30 km/h, a deszcz pada coraz mocniej. Nieźle już przemoczeni docieramy do zadaszonej oazy…i w tym samym momencie niebo pokazuje nam jak bardzo było dla nas łaskawe. W przeciągu następnych 20 minut spadło pewnie co najmniej 50 mm deszczu i otaczająca nas rzeczywistość stała się niezwykle mokra, a nasz kawałek daszku udawał Arkę Noego. Czekamy, nie wiedząc czy będzie to pół godziny, godzina, czy też może doba. Na szczęście jednak nie doba. Po godzinie deszcz przybiera formę kapuśniaka i decydujemy się jechać dalej. Niestety po tak śliskiej drodze szybka jazda nie wchodzi zupełnie w grę. Mamy szczęście, bo deszcz ustępuje zupełnie.

Zbliżamy się już do Vang Vieng. Zostało nam jeszcze z 15 km i wtedy…. naszym oczom ukazuje się najwspanialszy zachód słońca, jaki kiedykolwiek mieliśmy okazję oglądać. Niestety w tym szczęściu jest też beczka dziegciu. W miejscu, w którym jesteśmy, widok taki sobie, zasłonięty przez drzewa i domy. Tam, gdzie panorama jest boska, musimy jeszcze jechać jakieś 15-20 minut, ale w tym czasie będzie już po ptokach 🙂

Ta ulewa złapała nas niedaleko naszego celu. Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy maleńką, przydrożną wiatę.
 
Na mieszkańcach ulewa nie robi wrażenia.
Nasz sposób pakowania bagażu wymagał ustawicznych poprawek. Szczególnie pierwszego dnia podróży było to niezwykle uciążliwe.
 
Tuż przed Vang Vieng natura obdarza nas najwspanialszym spektaklem zachodu Słońca.
 

Wreszcie docieramy do Vang Vieng – najbardziej rozrywkowego miejsca w Laosie. Marek mówi, że  zawsze „pęka  w szwach”, ale nigdy nie był tutaj poza sezonem. Teraz wydaje się w miarę sennie. Po ulicach przechadza się trochę młodzieży, lecz zachowują się spokojnie. Nie mamy żadnego problemu w znalezieniu niezłego noclegu za ok.8 dol. W pokoju zrzucamy nasze bambetle i idziemy coś zjeść. Restauracji tutaj bez liku. W martwym sezonie turysta jest tu faktycznie na wagę złota. Podoba mi się pomysł biesiadowania przy bardzo niskich stolikach w pozycji półleżącej. Po dniu spędzonym na motocyklowym siodełku to naprawdę wielka ulga.  

Nazajutrz mamy piękny dzień i cały dla siebie. Zamierzamy zwiedzić tylko najbliższą okolicę. Vang Vieng najlepiej znane jest nie z powodu tego, co można tutaj zobaczyć, ale raczej jak spędza się w nim czas. Otóż gwoździem programu   jest spływ piękną, czystą , ale przede wszystkim cieplutką górską rzeką Nam Song na napompowanej dętce ( chyba od traktora, albo dużej ciężarówki ). Mikrobus zabiera chętnych kilkanaście kilometrów w górę rzeki. Tam dostają oni swoje jednostki pływające, kładą się na nich ( najczęściej ze sporym zapasem Beer Lao ) i spokojnie spływają w dół. Widoki po drodze przepiękne! Płynie się skrajem doliny. Po prawej stronie niemal prosto z wody na wysokość 700-800 metrów wyrastają wapienne skały, z drugiej zaś niewiele widać poza głębokim, porośniętym bambusowymi gajami korytem rzeki. Gdyby jednak wejść na skarpę nad rzeką i wyjrzeć, to zobaczylibyśmy szeroką na 1-2 km dolinę ograniczoną od tej strony górami wysokimi na 400-500m.  

Dla większości uczestników zabawa jest szampańska…do tego stopnia, że w zamroczeniu alkoholowym topi się tu zwykle jedna osoba tygodniowo. Nie chcę brzmieć tutaj nazbyt ortodoksyjnie i pisać o tym, że alkohol nad wodą to piekielna mieszanka. Jeśli pije się przez cały dzień 1-2 butelki piwa, lub tyle samo kieliszków wina, to specjalnie nie zwiększa się zagrożenia. Jednak, gdy ktoś upaja się sporą ilością trunków, a następnie układa na niezbyt stabilnej dętce, po czym w najlepszym razie zasypia, ale często zwyczajnie traci przytomność, to jakby całkowicie zgadzał się z tym, że nie pożyje już zbyt długo. Tyle o rozrywkach miasteczka 🙂 Niedługo po naszym wyjeździe, zabroniono tego typu zabaw, liczba topielców była zbyt duża.

 Warto jednak również objeździć najbliższą okolicę. Na zachód od miasteczka rozciąga się rozległa, niemal zupełnie płaska na swoim dnie kotlina, z każdej strony zamknięta zębami krasowych gór. Jest tu też kilka wiosek Hmongów – największego plemienia zamieszkującego Górny Laos, ale również przygraniczne okolice Wietnamu, Chin, Birmy, a nawet róg najbardziej na wschód wysuniętych części Indii. Ludzie Ci są zwykle bardzo uśmiechnięci na widok turystów ( pomimo turystycznego tłoku w samym Vang Vieng niewielu przybyszów dociera do wiosek, z uwagi na bardzo absorbujące wlewanie w siebie zdumiewających ilości napojów alkoholowych). By dolinę objechać ( w sumie to ponad 30-40 km) trzeba w kilku miejscach przejeżdżać  płytszymi i głębszymi brodami. 

Po zachodniej stronie miasteczka, zaraz za rzeką Nam Song ( w zasadzie to powinniśmy pisać „za rzeką Song”, bo słowo „nam” oznacza własnie rzekę) znajduje się rozległa kotlina, której zwiedzanie zajęło nam calutki dzień.
 
Wczesny ranek w kotlinie
 
Wczesny ranek w kotlinie
 
Wczesny ranek w kotlinie
 
Przez kotlinę przepływa kilka rzek, przez które najczęściej przechodzi lub przejeżdża się brodami.
 
 Dla dzieci w wioskach byliśmy nadzwyczajną atrakcją
Głównym zajęciem mieszkańców wiosek, oprócz rolnictwa jest tkactwo. Najbardziej popularnym wyrobem są wspaniałe szale. O tym jednak więcej w dalszych częściach naszej podróży.
Dla chłopców w zwiedzanych wioskach ogromną atrakcją była przejażdżka na prawdziwym motocyklu. Byli tym zachwyceni.
 
Ostra fota 🙂
Spokojne życie wiosek. 
Spokojne życie wiosek. 
Powrót ze szkoły. Parasole chronią od słońca.
 Nasza otoczona górami kotlina.
 Nasza otoczona górami kotlina.
 Nasza otoczona górami kotlina.
 Nasza otoczona górami kotlina. Drogi w większości, jak widać. Byliśmy umazani w błocie i kurzu, nie wspominam już o bagażu i sprzęcie fotograficznym.
 Nasza otoczona górami kotlina.
 Nasza otoczona górami kotlina.
Świątynka przy jednej z wiosek.
W tych wioskach nie ma kranów z bieżącą wodą w domach. No a myć się trzeba 🙂
 
Małe dramaty.
Ta pani wyszywa obrusy, które sprzedane zostaną odwiedzającym Vang Vieng turystom.
 

Ta okolica po prostu zdumiewa nas niewiarygodną wprost ilością motyli i zróżnicowania ich gatunków. Marek mówi, że to z pewnością zjawisko sezonowe, gdyż był tu parę razy, ale tego nie doświadczył.  Ponadto w górach, dostępnych do zwiedzania jest parę jaskiń – koniecznie wyłącznie z przewodnikiem, gdyż tworzą prawdziwy labirynt. Dodatkową atrakcją jaskiń jest to, że mieszkają w nich zdecydowanie największe na świecie pająki. Wprawdzie Księgi Rekordów Guinessa w ogóle o nich nie wspominają ( nie wiem dlaczego), to jednak jeśli chodzi o zasięg odnóży biją one na głowę gatunki w Księdze wyszczególnione i osiągają ponad 30 cm. Pająki te sam odwłok mają bardzo mały ( wyglądają jak supersterydowa wersja  niegroźnego i niewielkiego pająka zwanego  daddy long legs ). Pająki są strasznie płochliwe i chociaż bardzo łatwo je wypatrzyć po intensywnie odbijających najmniejsze nawet ilości światła ślepiach, zwykle udaje się je obserwować nie dłużej, niż ułamek sekundy. Gdy tylko widzą światło latarki natychmiast uciekają. 

Cała ta okolica ukształtowana została przez zjawiska krasowe. Jaskiń jest tu więc naprawdę sporo. Raczej nie zwiedzajcie ich na własną rękę, bez przewodnika.
 
Cała ta okolica ukształtowana została przez zjawiska krasowe. Jaskiń jest tu więc naprawdę sporo. Raczej nie zwiedzajcie ich na własną rękę, bez przewodnika.
 
 Nasza kotlina wypełnia się chmurami.
Dla nas Laos jest bardziej krajem miliardów motyli, niż miliona słoni. Nigdy w życiu nie widzieliśmy ich w takiej ilości i w tylu gatunkach. 
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
 
Vang Vieng i jego najbliższe okolice.
Nam Song. To właśnie na tej rzece urządza się spływy na dętkach. Rzeka ma na ogół spokojny nurt, ale są też na niej bystrza.
 Górki po północnej stronie Vang Vieng.
Dżungla w pobliżu Vang Vieng.
 Połowy ryb na jednej z rzek w pobliżu Vang Vieng.
 Połowy ryb na jednej z rzek w pobliżu Vangvieng.

Zwiedzanie okolic zajmuje nam cały dzień. Do miasteczka zjeżdżamy już po zmroku. Tam oddajemy się kulinarnemu rozpasaniu. Obżeramy się bez opamiętania w najróżniejszych knajpach – zwłaszcza naszych ulubionych z kuchnią hinduską. Jutro czeka nas „wielki” dzień. Wyruszymy bardzo wcześnie rano i poprzez wysokie tym razem góry pojedziemy do Luang Prabang, jednak o tym napiszemy w następnym odcinku.

0 0 votes
Article Rating
Tags:

Hooltaye

Witam Was na blogu.Byliśmy małżeństwem i podróżowaliśmy razem od kilkunastu lat. Dzieliliśmy się z Wami tym, co zobaczyliśmy. Kochaliśmy przygodę, przyrodę i ludzi. Marka już nie ma. Wszystkie zdjęcia są wyłącznie naszą własnością. Blog nie jest przewodnikiem, a wspomnieniami z podróży. Pozdrawiam serdecznie :-)Irena

Subscribe
Powiadom o
guest
84 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Gabriela

Nie wiedziałam, ze Laos jest taki piękny. Zdjęcia jak zawsze powalają. Cieszę się, że przybliżycie ten kraj. Cudowna relacja. Przyroda bujna, przepiekna.Portrety mistrzowskie, Irena, Twoje zdjęcie z motylami konkursowe, coś nieprawdopodobnego. Dzięki za przyjemność podziwiania,
pozdrawiam Was

Patryk Zieliński

Tajka wyprawa to jedno z moich podróżniczych marzeń!

Kamil

Piękne zdjęcia :D. Super przygoda opisana w bardzo fajny sposób. Takie artykuły to ja lubię 😀

Ann

Ale to musiała być piękna podróż, rejony piękne, tylko pozazdrościć takiej wyprawy

Piękne widoki, ciekawi ludzie, ale zdjęcia motyli są absolutnie najpiękniejsze. Niesamowita ta Wasza podróż. Drogi jak widać są wyzwaniem, zwłaszcza podczas deszczu. jestem bardzo ciekawa dalszej relacji. Pozdrowienia. Dzięki za moc wrażeń.

Maria

Irenko, wszystko jest bardzo ciekawe, a zdjęcia przepiękne, ale mnie najbardziej urzekły te z motylami. Bajka, jakby to była animacja a nie cuda natury. Ja też myslę, że to zjawisko sezonowe, fajnie, że mieliście takie szczęście. Fantastyczna przygoda, chciałabym tam pojechac. Pozdrawiam serdecznie.

Madka roku

Te zdjęcia są tak niesamowicie piękne, że aż zapierają dech w piersiach. Zazdroszczę takich widoków i podróży!

Ile motyli! A zachód też wygląda ślicznie! Nie mogę się doczekać kolejnej częśći!

Słodko Słodka

Jak zawsze pięknie udokumentowana podróż i tak miło się czyta, mój mąż zapewne by się bardzo cieszył z takiej wyprawy 🙂 i te motyle jakie cudne, zdjęcia jak z bajki.

Ania

Marek dusza człowiek – tu wystawa, tam przejażdżki motocyklem… Założę się, że jesteście bardzo mile odbierani przez lokalsów w tej Azji? Motyle robią wrażenie, ale co najzabawniejsze – gdy widziałam Irenko Twoje zdjęcie z motylami na Ig, to myślałam, że to jakaś Laotanka (tak, już zamówiłam soczewki, bo zgubiłam okulary kilka dni temu 😀 )… A samo czytanie o tych wielkich pająkach już mnie o ciarki przyprawia… Przy okazji zapytam, bo tak mi do głowy przyszło – jak zabezpieczacie sprzęt foto w czasie podróży, żeby np. w takich sytuacjach, jak ten monsun Wam wszystkiego nie zalało?

Wędrówki po kuchni

Patrząc na takie zdjęcia, człowiek sobie uświadamia jak natura potrafi być piękna, a czasem niestety tego nie doceniamy. Dziękuję Wam za kolejną podróż, którą mogłam odbyć z Wami

Jak tam pięknie <3 To musiała być naprawdę fascynująca wyprawa, obfitująca we wspaniałe doznania estetyczne 🙂
Jak zawsze, z zachwytem podziwiam wszystkie zdjęcia. Ta zieleń, działa hipnotyzująco i uspokajająco na moje zmysły 😉

Tereza

Wspaniała podróż. Piękne zdjęcia, motyle jak w bajce.
Pozdrawiam serdecznie:)

Klaudia Jaroszewska

Dla takich widoków warto znosić niejedne trudy podróży! Podziwiam was! 🙂

Katarzyna

Zabierzcie mnie ze sobą , proszę! Podziwiam waszą odwagę i zorganizowanie. Chciałabym przepłynąć się rzeką na dętce i przenosić motocykl przez rzekę, łapać motyle i podglądać mieszkańców w ich codziennym życiu. Dzięki Wam ma tego troszkę, ale to strasznie, strasznie mało…

Olka

Zawsze marzyłam o jeździe na motocyklu. Jak na razie tego marzenia nie udało mi się spełnić. Bo jednak skupiłam się na rowerze i to z jego perspektywy chyba najbardziej lubię eksplorować odwiedzane miejsca. 🙂

Dee

Jak zwykle czyta sie o waszych eskapadach z prawdziwą przyjemnością, a oglądanie zdjęć to już raj! Myśmy dwa razy przeżyli tropikalny deszcz, raz na plaży Santosa w Singapurze, gdzie myśleliśmy, że się oberwało kilka chmur w dosłownie godzinę, a drugi raz w Malezji ale na szczęście tuż koło naszego hotelu. Nigdy nie myślałabym, że Laos to takie turystyczne miejsce, zaciekawiłaś mnie tym i motylami, które bardzo bardzo chciałabym zobaczyć

Kasia Kowalska

Jak zwykle cudownie udało wam się oddać klimat otoczenia. Nawiązując do tych ogromnych dętek — jako że wychowałam się nad morzem, mieliśmy taką jedną — przez lata nam służyła, i tak, to prawda — zabawa była przednia.
Natomiast pająków się tak bardzo boję, że chwilę mi zajęło, zanim zdecydowałam się przeglądać zdjęcia dalej, z obawy, czy przypadkiem nie uraczyliście mnie jednym na zdjęciu 😛

Ale Ci Irenko pięknie wśród tych motyli! Niesamowite wschody i zachody słońca, takie kolory kocham najbardziej. I te wioski, soczysta zieleń, zwierzęta, dzieciaki biegające dookoła.
Zatęskniłam za Azją, a dzięki Wam wiem, że Laos to będzie nasz cel!
Wspaniała przygoda okraszona pieknymi zdjęciami, jak zawsze!
Sciskam mocno!

Anna

Wróciłam do tych zdjęć Waszej kotliny. Magicznie i pięknie!

Małgosia

Podziwiam wasz pomysł, na siebie. Powodzenia.

Dominik

Będę się powtarzał. Super zdjęcia. Przez chwilę mam wrażenie, że też tam jestem.
Chciałbym znaleźć się w miejscu gdzie jest tyle motyli i obsiadają mnie. Jak zwiedzałem Koh Kret w Tajlandii znalazłem taką łąkę pełną małych motyli (chyba) – niestety jak tylko pochyliłem się by zrobić kilka zdjęć to wszystkie poleciały…

Dobrze, że po deszczu się tak pięknie rozpogodziło. Przepiękny zachód słońca! Taką ilością motyli jestem zaskoczona, a do wioski, by poznać bliżej życie mieszkańców też na pewno wartk zajrzeć 🙂

Absolutnie uwielbiam motyle i chyba czułabym się tam jak w raju. Twoje zdjęcie z nimi ma coś z magii, jak wróżka leśna. Swoją drogą to niezwykle zjawisko kiedy przebywają one w jednym miejscu pokazywał kiedyś David Attenborough w jednym ze swoich filmów, do dziś chyba się głowią co one tam wszystkie właściwie robią, nawet na Waszych zdjęciach widać iż to nie jest zebranie jednogatunkowe. Strasznie podobają mi się te krajobrazy, koloryt i ta szczera radość wypisana na twarzach tych ludzi. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Kamil

Nigdy nie byłem w Wietnamie, a bardzo chciałbym się kiedyś tam wybrać 🙂

Ania - Kropla Morza

Podoba mi się sposób na przeprawę motorem przez rzekę 🙂 W ogóle przepiękne zdjęcia, a już w ogóle te z motylami – cudowne! Tak jak ten zachód słońca!

Ania

Wspaniała przygoda, przepiękne zdjęcia! A ten zachód słońca rzeczywiście spektakularny – wyobrażam sobie, że na żywo musiał robić jeszcze większe wrażenie… 🙂 Jak dotąd w Azji Południowo-Wschodniej odwiedziliśmy tylko Tajlandię, w planach od lat mamy Wietnam, a jak widać – warto również zainteresować się Laosem. Przyznaję, że zainspirowaliście mnie do zaplanowania kolejnej podróży (jak już znów będzie to możliwe)!

Filip Obara

O, Laosie! 😉 Jak pięknie! Zdjęcie z gościem niosącym wodę, (dosłownie) skąpanym w słońcu – na World Press Photo!

Rozbawił mnie spływ na dętce. Rzeka jest tak spokojna, że można sobie leżeć i pić piwo? Nie potrzeba żadnego wiosła? 😉

Pozdrawiam i czekam na więcej!

Azja, w bardzo szerokim rozumieniu tego terminu, fascynuje mnie od dawna. Doskonale czuję się na Sri Lance, kocham Bliski Wschód, za którym niezmiennie tęsknię, ale też nie potrafię zrozumień mentalności wielu nacji. Akceptuję je i szanuję, ale nie rozumiem.
Ps. Zdjęcia i kadry jak zwykle piękne 🙂

Dominika

Podziwiam za odwagę, słyszałam że tam drogi są bardzo wymagające. Zdjęcia z motylami są obłędne.

Aleksandra

Zazdroszczę pasji! Ja w swoim życiu niewiele podróżowałam za granicę. Mam nadzieję, że wkrótce to nadrobię (o ile skończy się ta wariacja z wirusem). Widać, że tworzycie fajny tandem 😉 Duży plus za ilość fotografii. Pomaga w przeniesieniu się do tych niezwykłych miejsc w mgnieniu oka 😉 Pozdrawiam gorąco!

Izabela

Trafiłam na bloga trochę przypadkiem, trochę bez entuzjazmu, ale zdecydowanie byłam w błędzie! Obłędnie wygląda Laos na tych ujęciach (zresztą inne zakątki świata też super się prezentują). Jest w zdjęciach na tym blogu element osobistego spojrzenia, niewymuszona lekkość. Ta autentyczność mnie bardzo pociąga 🙂 Zostanę u Was na dłużej! Z wykształcenia jestem etnologiem, więc świat z punktu widzenia innego niż ten jaki oferują biura podróży czy prospekty reklamowe to świat, który mnie zachwyca. Sama zdecydowanie za mało zwiedziłam miejsc w życiu (a teraz mam małe dziecko, więc chwilowo pozostają krótsze podróże), ale od zawsze tęsknię za odległymi zakątkami świata. Macie… Czytaj więcej »

Sikorkowe Pasje

Magia, magia i jeszcze raz magia. Zdjęcia ciągle urokliwe a te motyle – jaka ilość – raj na ziemi! U nas motyli tak malutko. Od czasu do czasu jakiś jeden może dwa przefruną przez łąkę i potem długooo długooo nic.
Serdeczności dla Was.

wielopokoleniowo

Ja się nigdy nie mogę napatrzeć na te Wasze zdjęcia – cudo!

Ewa Netka

Znakomita relacja i przepiękne zdjęcia! ❤ Strasznie tęsknię za podróżami.

Koralina

niesamowite widoki, w takich okolicznościach chyba najlepiej byłoby zwiedzać na piechotę, ale życia by nie starczyło 😉

Przepiękne zdjęcia, jak zawsze. Wyprawa motocyklem – jestem zawsze na to gotowa:) Przypomniały mi się moje wyprawy do Turcji, na Ukrainę – skuterem miejskim! 🙂

AnWuWu

Uwielbiam Was, Wasze zdjęcia i tego bloga!

Bookendorfina

Kilka dni temu czytałam książkę o niezwykłym świecie motyli, jego różnorodności i bogactwie, ale też ciemnej stronie ich wymierania. Wielką przyjemnością byłoby móc przyjrzeć się im z tak bliska i w takiej liczebności. 🙂

Anna

Podziwiam Was za odwagę, ale dla takich widoków to mogłabym nawet pieszo

maadziak

W jakim miesiącu tam byliście? Te motyle są cudowne 🙂

Last edited 3 lat temu by maadziak

Zazdroszczę tych cudownych podróży. Pozdrawiam serdecznie 🙂

Franciszek

Ale świetne wpisy robicie. I zdjęcia znakomite👍