Na spotkanie przygody – Gammons
Większość turystów wybierających się do Australii myśli o odwiedzeniu Uluru, Sydney, Parku Narodowego Kakadu, zobaczeniu Wielkiej Rafy Koralowej. Ci, którzy szukają nieco innych szlaków wybierają często Melbourne, Wilson Promontory, The Great Ocean Road, Gold Coast, Purnululu, Broome, czasem również Perth, czy też Tasmanię.
O zobaczeniu Flinders Ranges marzy już niewielu. Po części wynika to z na ogół niezwykle napiętego planu podróży – większość przyjezdnych w 2 tygodnie pragnie odwiedzić cały kraj – jakby nie było liczący ponad 7 mln km kwadratowych. Wybiera więc atrakcje standardowe i łatwodostępne. Góry Flindersa i jej najbardziej północna flanka – Gammon Ranges, dotykająca Pustyni Sturta z pewnością łatwo dostępne nie są. Do paru atrakcji wprawdzie można dojechać bardzo dobrą drogą asfaltową, jednak gdy zechcecie zwiedzić ten rejon tak, jak na to zasługuje nie obędzie się bez prawdziwego 4×4. Nie mamy tu na myśli modnych ostatnimi laty SUV-ów, które zupełnie nie nadają się w teren, ale pojazd, którym można zrobić coś więcej, niż podjechać pod wysoki krawężnik w mieście.
Stosowny pojazd łatwo wynająć w Adelaide. W zależności od sezonu wcale nie musi być to makabrycznie drogie ( oczywiście jak na Australię), szczególnie jeśli podróżujecie we czwórkę. Świetnie wówczas wynająć terenowego campera, który nie tylko zapewni Wam dojazd w najbardziej niedostępne tereny, ale także nocleg i możliwość przyrządzenia posiłków. Alternatywnie można wykupić miejsce w jednej z wielu komercyjnie organizowanych wycieczek, jednak ich cena na ogół jest raczej spora, a ponad to nie pozwola Wam na doświadczenie czegoś najcenniejszego – bycia sam na sam z naturą.
Jeśli zdecydujecie się na własne 4×4 to koniecznie pamiętajcie, by jeszcze przed wyjazdem do Australii zapoznać się jak radzić sobie w bardzo trudnym terenie – zarówno błotnistym, jak i suchym piasku, w jeździe po skalnych upłazach i usypiskach, jak przejeżdżać przez brody na rzekach i jak jeździć wzdłuż ich koryta, no i koniecznie – jak zmieniać koło w takim pojeździe ( zaręczamy Wam, że to zdecydowanie trudniejsza sprawa, niż w normalnym aucie). Dodatkowo warto również przestudiować specyfikę udzielania pierwszej pomocy w warunkach australijskich, oraz zaopatrzyć się w coś, co pozwoli Wam na podstawową łączność satelitarną – choćby przesłanie sygnału „mayday”. Wszystkie punkty już „odfajkowaliście”? All aboard? Let’s go…znaczy „no to ruszamy” -)
Możliwie wczesnym rankiem wyjazd z Adelaide. Jeśli jest to dzien powszedni, to najlepiej wyruszyć przed godziną 7:00, aby uniknąć tłoku na drodze w godzinach porannego szczytu. Przed Wami pierwszy etap stosunkowo nieciekawej drogi do Port Augusta (297km). Droga mogłaby być ciekawsza, gdybyście mieli więcej wolnego czasu i wpadli do Port Germein by zobaczyć najdłuższe molo w Południowej Australii, czy przejść się Aligator Gorge, lub wejść na Mt Remarkable. Można też przejechać ciekawszą drogą , lecz znacznie wolniejszą poprzez Clare Valley ( gdzie znajdziecie najstarsze ślady polskiego osadnictwa w Południowej Australii oraz dziesiątki cudownych winnic i winiarni), a następnie dalej w kierunku północym poprzez niewielkie miejscowości powstałe w pierwszych latach kolonizacji Południowej Australii.
Wróćmy jednak do trasy najszybszej. Tuż za Port Augusta droga wjeżdża w środkowe pasmo Gór Flindersa i szybko nabiera wysokości. Tutaj w weekendy również możecie przejechać się niezwykle malowniczą linią kolejową odrestaurowanym starym pociągiem z lokomotywą na parę. Ta trasa nazywa się Pichi Richi Railway. Quorn to dawny węzeł kolejowy. Tędy do dziś przebiega trasa jednego z najdłuższych pociągów na świecie – Leigh Creek Coal wiozącego węgiel z kopalni w Leigh Creek do portów na wybrzeżu. Pociąg mierzy około 3 km długości. Quorn to z grubsza licząc około 400 km od Adelaide, czyli bez mała połowa drogi (przynajmniej pod względem dystansu).
Teraz droga jest już w zasadzie pusta. Samochody są coraz rzadsze, a pociągi drogowe coraz dłuższe. Po drodze miniecie wiele ruin domów osadników i pionierów tej krainy. Jest nawet cała osada – widmo Kanyaka, która zniknęła z mapy około 100 lat temu. Zwiedzając te ruiny bądźcie bardzo ostrożni i patrzcie pod nogi. Australię zamieszkuje 7 z 10 najbardziej jadowitych węży świata i w tych okolicach znajdziecie wiele węży brązowych (brown snake), będących na wspomnianej liście. Te węże uwielbiają ruiny domostw. Jest tam dla nich wiele ciasnych skrytek i kamieni do wylegiwania na słońcu.
Jest nawet anegdota mówiąca w jaki sposób rozpoznać można Australijczyka po tym, jak podnosi z ziemi przedmioty. Otóż jeśli jakąś dajmy na to płytę, czy deskę ktoś podnosi odchylając najpierw dalszą od siebie krawędź, to z dużym prawdopodobieństwem możecie powiedzieć, że to mieszkaniec tego kraju. To dlatego, że jeśli pod takim przedmiotem skrywa się wąż , nie będzie on miał możliwości bezpośredniego ataku na podnoszącego.
Jedźmy jednak dalej ( mam nadzieję, że nie ukąszeni) . Jeszcze dwie godziny i dojedziecie do Parachilna – nieistniejącej już stacji kolejowej. Warto zatrzymać się w Pubie o nazwie Prairie. Zjecie tu niezły lunch i napijecie się znakomitego, miejscowego piwa, a w oddali zobaczycie Wilpena Ponds – bodaj najpiękniejsze miejsce w Górach Flindersa.Wilpena jest jednym z naszych celów, ale jeszcze nie dzisiaj.
Dalej na północ góry powoli oddalają się od Was zataczając łuk w kierunku wschodnim. Następne 2 -3 godziny i znajdziecie się w Leigh Creek. Tutaj wydobywa się węgiel ( kopalnia odkrywkowa). Tutaj też koniecznie napełnijcie bak w Waszym aucie po sam korek. Paliwo jest tu wprawdzie bardzo drogie ( około 50% droższe, niż w Adelaide) , ale ma tę zaletę, że w ogóle jest. Od tego miejsca jadąc dalej, jeśli w ogóle znajdziecie paliwo, to będzie ono 100% i więcej droższe niż to w Adelaide. Wyjeżdżamy z Leigh Creek i po 5 kilometrach trafiamy do Copley. To właśnie stąd zacznie się wielka przygoda w outbacku.
W Copley kończy się droga utwardzona i zaczyna prawdziwa Australia ze swoją absolutnie niczym nie skażoną naturą. Wjeżdżając w drogę do Arkaroola koniecznie zatrzymajcie się przy wielkiej tablicy na samym początku i przestudiujcie dokładnie dostępność wszystkich odcinków. Jeśli nie dostosujecie się do restrykcji , zaryzykujecie nie tylko bardzo wysoką karę pieniężną, ale możliwe, że i swoje życie. Dwa czynniki powodują zamknięcie drogi. Pierwszy to bardzo wysokie temperatury, a drugi to opady deszczu – niekoniecznie miejscowe, a czasem wręcz oddalone setki kilometrów.
Zakładamy jednak, że droga jest przejezdna, więc ruszamy. 40 km dalej miniecie osadę Aborygenów Nepabunna. Aborygeni raczej niezwykle rzadko bywają uprzejmi i przychylni turystom, ale czasem faktycznie się zdarza i możecie być tymi szczęśliwcami. Wtedy pozwolą się nawet sfotografować.
Jedziemy dalej… teraz co parę kilometrów będziecie musieli przejeżdżać przez bród na rzece. Najczęściej jest to suche, lub niemal suche koryto. Czasem jednak woda rozlewać się może na szerokość nawet 100 metrów, a jej głębokość dochodzić do 2- 3 metrów. Generalna zasada na tej drodze jest taka, że jeśli rzeka ma więcej, niż 50m szerokości, to najpierw spróbujcie ją przejść i wytyczyć szlak. Możecie wchodzić bez obawy – tutaj krokodyli nie ma 🙂
W zależnosci od stanu drogi w dwie i pół do siedmiu godzin powinniście przejechać te 140 km do celu. Po lokalnych deszczach przyjdzie Wam przejeżdżać kilkunastokilometrowe odcinki w błocie dochodzącym do 30 cm głębokości. Te miejsca musicie pokonywać wciskając gaz niemal do maksimum, a jakiekolwiek zwolnienie oznacza, że utkniecie tam nawet na parę dni.
Arkaroola to miejsce, w którym znajduje się niewielka stacja turystyczna, oraz obserwatorium astronomiczne. Jest to zwornik kilku szlaków w Gammon Ranges. Na campingu i w paru bungalowach przebywa zwykle kilku do kilkunastu turystów. Tylko wiosną bywa tu więcej ludzi. Szlaki turystyczne wychodzące z Arkaroola przeznaczone są raczej dla pojazdów, niż dla pieszych ze względu na swoje dystanse, często przekraczające 100 km. Pamiętajcie jednak, że od tego miejsca nie ma w ogóle mowy o tym by prowadzić auto bez uprzedniego doświadczenia w jeździe w kamienistym, jak i błotnistym terenie.
Szlaki są bardzo wąskie, z trudem mieszczące jedno auto, trzeba więc umieć cofać przez długie dystanse na bardzo trudnych drogach. Jeśli jednak to potraficie i nie boicie się wyzwań, to przed Wami otworzy się świat górskich potoków często rozlewających się do akwenów, których wielkość pozwala na niezłe popływanie. Woda jest tu krystaliczna, a do tego jej temperatura już od listopada przekracza 25 st C. Możecie bez obaw kąpać się nago. Szansa, że jakiś inny turysta tak Was zastanie jest mniejsza, niż wygranie głównej nagrody w totolotku. Otoczone pustyniami Gammon Ranges bywają po deszczach jedną wielką oazą, jednak zwłaszcza latem wody może być tu bardzo niewiele, lub nawet w ogóle.
Byliśmy we Flinders wiele razy. Raz wszystkie strumienie miały wody pod dostatkiem, niestety w przypadku innych pobytów było pod tym względem o wiele gorzej. By zwiększyć swoją szansę na kąpiele w Gammon Ranges najlepiej jest pojechać tam w październiku, listopadzie. Kilka dni wcześniej przed naszym przyjazdem, kiedy było tam pełno wody była tu powódź, która zniszczyła wszystkie szlaki. Przejazd był więc ekstremalnie trudny i miejscami musieliśmy wręcz „budować” drogę.
Na szczęście w Arkaroola stacjonuje ciężki spychacz i zawsze po takich zniszczeniach obsługujący go Aborygen wyjeżdża w trasę i co się da naprawia. Drogę powrotną mieliśmy więc łatwiejszą, gdyż nasza nitka była właśnie naprawiana. W podzięce wyciągnęliśmy z lodówki oszronione piwo ( a dzień był bardzo gorący), które nasz Aborygen przyjął z szerokim uśmiechem wdzięczności.
Dla większości odwiedzających Gammon Ranges gwoździem programu jest przejazd do Sillers Lookout – tutaj link do nie naszych zdjęć:
https://www.google.com.au/search?q=sillers+lookout&biw=1752&bih=833&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=HX2DUoqXAY-kiAf3tYDoDQ&sqi=2&ved=0CCcQsAQ
Miejsce wygląda na nadzwyczajne, ale ponieważ przejeżdża się przez tereny Aborygenów, więc można jechać tylko z licencjonowanym touroperatorem za ok AUD 120 od osoby, a do tego najwcześniejszy wyjazd jest o godzinie 9:00, a więc gdy słońce już wysoko, a ostatni również na długo przed zachodem słońca, czyli też w porze niezbyt fotogenicznej. W myśl filozofii, że nie można mieć wszystkiego zrezygnowaliśmy z tej wycieczki.
Ciąg dalszy wkrótce -)
Tradycją jest już, że Wasze podróże, miejsca odwiedzane przedstawiacie niezwykle opisowo dokładnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem a wielokrotnie siwy włos na głowie mi się jeżył. Chylę czoła za odwagę by zwykłym zjadaczom chleba przybliżyć miejsca praktycznie niedostępne. To jest niesamowite co po drodze przeżywaliście a my wraz z Wami. Osobiście dziękuję za kosmiczne emocje czytając od deski do deski całą opisówkę. Gdybym miał wybrać z tej podróży najpiękniejsze zdjęcie to bym miał wielki problem a raczej to mało możliwe bo wszystkie fotki to jakość pierwszej klasy. Fotografia z dawnym pisuarem „powalił” mnie na ziemię, niewyobrażalne jak to odbywało się praktycznie.… Czytaj więcej »
Dziękujemy bardzo za komentarz.
Faktycznie jest to miejsce, do którego jeździ niewielu turystów.
Każdy wyjazd do Flinders Ranges to niesamowita przygoda i spotkanie z naturą.
Miło nam,że Ci się podobało i dostarczyliśmy Ci tym wpisem wiele emocji.
Zapraszamy na kolejne części.
Pozdrowienia!
Piękne zdjęcia, niektóre nawet takie trochę reportażowe, co się chwali. Ponieważ wpis jest bardzo długi i zawiera dużo zdjęć, może warto było podzielić go na dwa, używając też nieco więcej akapitów? To tylko taka luźna uwaga, bo sama treść jest bardzo ciekawa i aż szkoda, by forma miała przeszkadzać w jej odbiorze. Serdecznie pozdrawiam 🙂 PS. Te strusie to jakieś takie chude, czy mi się wydaje?
Bardzo dziękujemy za wszystkie uwagi. Nasze podróże formatowane są pod kątem oglądania ich na komputerze. Jeśli ktokolwiek ogląda je właśnie w ten sposób, to wszystko wydaje się nam że jest perfekt. Natomiast jeśli ogląda się je na telefonie, to niestety nie wygląda to najlepiej. Chyba nie da się połączyć tego naprawdę dobrze.
Ps…ze strusiami wydaje Ci się 🙂 Dziękujemy za odwiedziny i serdecznie pozdrawiamy!
Mi tam odpowiada taka forma. Wpisy może nie są „kompaktowe”, ale też są na tyle interesujące, że łykam z przyjemnością w jednym kawałku! Natomiast gdyby były podzielone na dwa, to przed przeczytaniem drugiego i tak bym musiała się cofnąć do pierwszego 🙂 Teraz jest taki natłok informacji w sieci, że gdybym czekała na drugą część kilka dni, to na bank bym zgubiła wątek. Myślę, że dzielenie się sprawdza, o ile dotykamy tematu z różnych perspektyw, a tu relacja z podróży w jedno miejsce, więc ja jestem wdzięczna, że robicie ją w jednym kawałku! 😉
Aniu, jeżeli mam być szczera, też nie lubię u innych takiego cykania z jednego miejsca kilkunastu wpisów.Chyba, że jest to naprawdę uzasadnione.To wracanie do pierwszego wpisu powoduje u mnie sieczkę w głowie. Niby wiem wszystko, a tak naprawdę nic.
Dzięki za dobre słowo-)
Irena
Jeszcze całości nie przeczytałem a mam pytanie. Na czym polega trudność udzielania pierwszej pomocy w warunkach australijskich?
Różnica polega na występowaniu lokalnych gadów, insektów i arachnidów. Poza tym bakterie występujące w wodzie i jeszcze tam parę innych aspektów, o których w tej chwili nie pamiętam 🙂
Powiedziałbym, że to wyjazd mało wakacyjny a bardziej wyczynowy. Wspominaliście o jadowitych wężach- wpadliście na jakiegoś? A pająki? Sławna czarna wdowa… czy podczas wyjazdu natknęliście się na nią?
Sławna czarna wdowa w Australii występuje jako „redback” i jest tylko troszkę bardziej jadowita od odmiany kanadyjskiej. Na wyjeździe nie natknęliśmy się, natomiast we własnym domu można je widzieć codziennie. Mają bardzo charakterystyczne kryjówki i wystarczy tylko nie pchać tam łap. Na węże nie natknęliśmy się tam…a to dlatego, ze całą noc w obozie paliliśmy ogromne ognisko i co godzinę zmienialiśmy warty z naładowaną, gotową do strzału bronią. Ta broń przydaje się również do przebijania się przez zmasowane zjednoczone siły koali i kangurów…zwłaszcza jeśli coś fajnego się wcześniej zapali :))) Tak na poważnie – musisz znać zasady udzielania pierwszej pomocy… Czytaj więcej »
Gdy byłam w Australii zabrakło mi czasu, żeby dotrzeć do Flinders Rangers, więc cieszę się, że mogłam je zobaczyć chociaż na Waszym blogu 🙂 pewnie nie zagłębiłabym się w nie tak jak Wy, bo jednak nie miałam do tej pory styczności z takimi drogami, a bezpieczeństwo przede wszystkim!
Jazda na tego typu drogach wymaga umiejętności i odpowiedniego samochodu.
Największą atrakcją Flinders Ranges są przepiękne widoki i kontakt z naturą.
Można tu przeżyć niezpomnianą przygodę.
Pozdrowienia!
Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym miejscu, a widoki faktycznie są niesamowite! Zwłaszcza te bilabongi, faktycznie jak małe raje 🙂
O tym miejscu wie niewielu turystów,zwłaszcza tych, którzy pierwszy raz przylatują do Australii.
Wolą inne sprawdzone atrakcje.
Pozdrowienia!
Kapitalna relacja. Pierwsze zdjęcie jest kapitalne ze swoją różnorodnością planów i kolorów. A baropisuar tłumaczy czemu farmerzy zostawiali swoje panie w domu.
Dziękujemy bardzo za komentarz-)
Flinders Ranges to wspaniałe miejsce.
Pozdrowienia!
Wasz artykuł oglądam z zapartym tchem, zdjęcia robią za tekst pisany, przepiękne i pełne energii, jakbym tam byłam 🙂 Plus, świetna nazwa na blog. Dziękuję za wspaniałe wrażenia.
Bardzo dziękujemy za miłe słowa i pozdrawiamy!
Australia
… Marzenie, choć dzisiaj – smutna tragedia (mówię o pożarach).
Czyli to jednak prawda, że w Australii wszystko próbuje cię zabić 😀 nie słyszałem jeszcze o podnoszeniu deski w celu uniknięcia węża 🙂
Właściwie to jeden punkt bym dwukrotnie napisał, na końcu artykułu powtarzając. Nauczyć się australijskiego bhp!
Zdjęcia jak zawsze..
Zresztą co ja będę dużo gadał, genialne 🙂
Nic Cię w Australii nie próbuje zabić, a raczej w zgodzie z Tobą współżyć-)
Trzeba tylko przestrzegać pewnych zasad i uważać.
Deski klozetowej nie da się inaczej podnieść, ale węże można tam spotkać-)
Pożary były zawsze w czasie lata i nie da się ich uniknąć. W tym roku z powodu wysokich temperatur w wielu miejscach są ogromne.
Dzięki i pozdrowienia!
Bardzo fajne miejsce!
Dzięki za komentarz!
Przychodząc do Was zawsze można liczyć na niesamowite widoki. I to bez wychodzenia z domu!
Miło nam, zapraszamy na kolejne części-)
Pozdrowienia!
Niesamowicie klimatyczne, tajemnicze miejsce. Idealna sceneria do nakręcenia trillera psychologicznego. odlot po prostu! Chętnie bym tam się zagubiła z jakimś łazikiem na pewien czas… A swoją drogą ciekawe, ile czasu potrzeba, by w miarę gruntownie zwiedzić Australię? Nie zapominając o rafie, póki jeszcze żyje – ponoć ma trzy ćwierci do śmierci?
Można kręcić też kryminały i horrory-)
Wspaniałe miejsce do przeżycia super przygody.My trafiliśmy tam raz po ogromnych ulewach, więc było sporo wody i sceneria bajkowa.
Aby gruntownie zwiedzić Australię, życia zabraknie. To ogromny kontynent z mnóstwem atrakcji i bardzo duże odległości.
Na mniej niż miesiąc nie ma sensu tu przylatywać.No i trzeba bardzo dokładnie zaplanować,co chce się zobaczyć.
Powierzchnia Australii, to jak powierzchnia całej Europy i jeszcze ciut.
No Bogusia…dodałaś nam trochę powierzchni :)… no chyba że nie wliczasz Rosji ( tej geograficznie europejskiej części ) do powierzchni kontynentu :)))
Fajne zdjecia, az zatesknilam za Australia… W ogole za jakas podroza tez
Zatęskniłaś?
Byłaś już w Australii? Jak Twoje wrażenia?
Pozdrawiamy!
WOW. Fantastyczna relacja. Czytając wpis czułem jakbym podróżował razem z wami. Zazdroszczę i mam nadzieję że w przyszłości pozwolę sobie na taką wyprawę.
Pozdrawiam
Dziękujemy bardzo!
Aby poznać prawdziwą Australię, warto wybierać właśnie takie miejsca.
Mamy nadzieję,że i Ty tego doświadczysz.
Pozdrawiamy!
Jak to mawia mój Stary – w życiu bym nie mógł mieszkać w miejscu, gdzie wszystko chce mnie zabić 😉 Ale zobaczyć bardzo chętnie! Tylko chyba dłuższą drogą, bo w krótszej już sam człon nazwy „aligator” mnie jakoś dziwnie zniechęca 😛 Drogi faktycznie wyglądają na wymagające, a widzę, że autko dość niepozornie wygląda? Choć może to moje zboczenie, bo jestem przyzwyczajona nawet już nie do samochodów, tylko do „zmotek” i potem człowiek myśli, że jak coś nie ma prześwitu pół metra między podwoziem a oponami, to już po byle kamyczku nie przejedzie 😉 Zastanawia mnie jedna rzecz – jest znak… Czytaj więcej »
W Australii nic i nikt Cię nie chce zabić!
Tu się da żyć z pająkami, wężami i innymi stworami.Najgorsze są upierdliwe, australijskie, niezmordowane muchy.
Zatłuczesz jedną, a ona przeżywa reinkarnację.
Autko może wygląda niepozornie,ale dało się przejechać nie tylko małe kamyczki.
Miejsce ważne dla Aborygenów, to np. malowidła naskalne i tym podobne rzeczy,związane z ich historią.
Przewodnika tu nie trzeba.
Dzięki za komentarz! Pozdrowienia!
Ufff, to mnie troszkę uspokoiłaś z tymi wężami i pająkami! 😉 Dzwonię więc do Starego, żeby się pakował! 🙂
Niech się pakuje!!!
Nie pożałuje-))))
No pewnie! Jeszcze się ucieszy, że ma okazję kolejny raz auto rozwalić! 😛
Więcej wiary w facetów!
Chociaż rozwalanie auta w takich okolicznościach ma swoje dobre strony 😉
Hehe, no on już tak często autko rozwala (moim zdaniem jest po prostu przekombinowane), że nauczył się pozyskiwać tymczasowe komponenty do napraw z lasu… Już nam się zdarzyło robić element zawieszenia z kawałka drewna czy wspomaganie do jakiejś ośki z grubego badyla… Zatem gdzie są drzewa i krzaki, tam damy radę! 😀
No to Aniu, Twój właściciel nadaje się na takie wyprawy!
Drzew i badyli w tych okolicach nie brakuje-)
Tylko jechać!!
Jestem pod wrażeniem zdjęć, wciągającego opisu i w końcu pomysłu oraz fantazji przy takim podróżowaniu! Podrózujemy wiele, więc wiem ile pasji i pracy za tym stoi. Australia jest wciąż na naszej liscie, blog wpisuję do obserowania. Dzięki!
Dziękujemy bardzo!!
Pozdrawiamy serdecznie-))))
Irenko, niesamowite zdjęcia! Ale to wiesz 🙂 największe wrażenie wywarły na mnie Góry Flindersa ( z natury), ale jestem wielką fanką zwierząt, więc moje serce podbił gatunek jaszczurki z rodziny waranów.
PS. Ładna zmiana bloga 🙂
Dzięki Ewelinko!
Góry Flindersa to jedno z najpiękniejszych miejsc w Australii.
Jeden zachwyt!!
Piękne widoki,natura zachwyca a zdjęcia zjawiskowe jak zawsze,zdjęcia z duszą.
Dziękujemy i pozdrawiamy!!!-)))
Przeżyliście prawdziwe traperskie przygody. Scenerie jak z filmów. Księżyc niesamowity, gołym okiem widać kratery. Na mnie najmocniejsze wrażenie zrobiły zwierzęta. A góry to bajka, czasami takie formy widać z samolotu. Poczułam dzikość natury dzięki świetnym zdjęciom. Pozdrawiam Was serdecznie.
Dzięki Marylko, miło, że zajrzałaś do nas-)
Zdecydowanie lubimy takie dzikie miejsca i obcowanie z naturą.
To daje ogromną radość.
Pozdrawiamy Cie serdecznie!
Podziwiam odwagę, bo żeby wyruszyć w takie pustkowia, to oprócz chęci trzeba ogromnej wiedzy i przygotowań! Wrażliwość mogę poczuć na pięknych zdjęciach! Z tego co widzę, Australia jawi mi się żółto – pomarańczową barwą…Kangury prawie wskoczyły w obiektyw<8 Ależ ten pies czuje radochę z tej kąpieli…
Marek jest bardzo dobrym przewodnikiem i kompanem.Mieszka długo w Australii i nie wywiózł by mnie na manowce.
Potrafi świetnie pokazać najpiękniejsze miejsca w tym kraju.
Kochamy pustkowia i dla nas taka wyprawa to sama radość i przyjemność.
Pies był kapitalny!
Serdecznie pozdrawiam!!!
Irena
No i znowu się rozmarzylam. Już sobie wyobrażam nas na tej drodze, pewnie nie dojechalibysmy tam, gdzie Wy, bo stalibyśmy co 3minuty i nie moglibyśmy się napatrzeć. Cudo! Nie wiedziałam, że tak ciężko wjechać do terenów Aborygenów. Ciężko wyobrazić sobie nawet 3km pociąg! Nic dziwnego, ze najdłuższy na świecie! Wczoraj właśnie rozmawialismy ze znajomymi, którzy mieszkali w Australii i pracowali na farmie. Ponoć wielbłądów jest tak dużo, że są obowiązkowo odstrzelane, by zmniejszyć rozrastajaca się populację i zachować wodę dla innych także zwierząt? Ps. Sama od razu myślałam, ze te owoce to arbuzy! Wyglądają bardzo podobnie, a jeszcze takie w… Czytaj więcej »
My na tej drodze zatrzymywaliśmy się bardzo często.Widoki są niesamowite i zachwycające.
Na tereny zamieszkane przez Aborygenów bardzo trudno wjechać, to niezwykle zamknięta społeczność.
Trzeba mieć zezwolenie.Oni nie chcą wizyt turystów, albo trzeba im zapłacić.
Rząd wybudował im nawet osiedla,miasteczka, ale jest zakaz fotografowania i dostać się tam praktycznie nie można.
Co do wielbłądów, ich populacja jest tak duża, że atakują ludzkie osiedla i niszczą klimatyzatory, szukając wody. Wielbłądy są bardzo agresywne i śmiertlenie niebezpieczne.
Na te pseudo arbuzy daliśmy się nabrać-)
Cieszymy się,że podobał się Wam nasz wpis.Niebawem następny.
Serdecznie pozdrawiamy!!!!!
Taka Australia mi się marzy, sami posiadamy auto 4×4 stąd dla mojego męża taka australijska wyprawa byłaby prawdziwą przyjemnością, kiedyś na pewno. A póki co czerpie i korzystam z postów na Waszej stronie, całe bogactwo kolorów, różnorodność krajobrazów, te zwierzęta. Nie zdecydowanie nie ma co lecieć do Australii tylko na 2 tygodnie. Bardzo interesująca relacja, pozdrawiam ☀️❤️
Kiedy się pozna właśnie taką Australię, to zakochuje się w tym kraju bezgranicznie.
Nie każdy ma taką możliwość.Znamy osoby,którym się Australia nie podoba.Ale też włóczyli się bez planu i celu.
To ogromny kraj, duże odległości i trzeba rozsądnie zaplanować zwiedzanie.Każdy ma też inne marzenia,jeden lubi miasta, inni naturę.
Aby cokolwiek zobaczyć, trzeba przylecieć przynajmniej na miesiąc.
Miło,że nasza relacja się podobała.
Dziękujemy i pozdrawiamy serdecznie!
Irenko i Marku jak zawsze cudne widoki, wspaniała okolica. Raj na ziemi po tych deszczach. Może i ciężko tu i ówdzie wjechać, ale widoki rekompensują wszystko 🙂
Aaa i na początku bardzo zaintrygowało mnie to podnoszenie np. desek – ma to sens i bardzo dobrze, że okoliczni mieszkańcy podnoszą je nijako w drugą stronę.
Dziękujemy za przecudną wyprawę i czekamy na więcej i więcej i jeszcze i jeszcze 🙂
Miejsce jest fantastyczne. Można tu przeżyć prawdziwą przygodę i pozachwycać się naturą.
Co do otwierania koszy na śmieci, pojemników, podnoszenia desek, kamieni, Australijczycy mają to we krwi.
„Zło” czai się wszędzie, lepiej być ostrożnym.
To samo,kiedy spacerujemy.Nie skradamy się cicho, tylko maszerujemy zdecydowanie, odstrasza to węże.
Kolejna część tej wyprawy już wkrótce-)
Dziękujemy i pozdrawiamy!
I chyba coś w tym jest. Pewność zawsze odstraszy przeciwnika. Gorzej jeśli oboje jestesmy zbyt pewni :p serdeczności dla Was.
Dziękujemy, również serdecznie pozdrawiamy 🙂
Piękne miejsca na liście moich marzeń 😊
Miło nam, bo tym miejscu niewielu turystów wie, a jeszcze mniej tam było.
Oby spełniły się Twoje marzenia-)
Pozdrawiamy!
Piękne zdjęcia i piękne tereny, chociaż teraz, po tych pożarach, pewnie wyglądają nieco inaczej… Marzy mi się Australia na dłużej, ale właśnie tych gadów i płazów boję się bardzo. No i ja wolę zdecydowanie łatwo dostępne miejsce, dzicz to nie dla mnie:)
W tym miejscu pożarów nie było.Nie cała Australia się pali.
Pożary buszu są zawsze w porze letniej, w tym roku najgroźniej było w stanie Nowa Południowa Walia, a Flinders Ranges położone są w stanie Południowa Australia.Gady i płazy nie maszerują stadami po drogach, nie ma się czego bać, tylko zwyczajnie uważać.
Każdy z nas ma prawo wyboru, co chce zwiedzać.Jeden woli światła wielkiego miasta, inny dzikie tereny-)
Pozdrowienia!
Zdecydowanie postawiłabym na miejsca, które wymieniasz na początku wpisu niż te, które widzę na zdjęciach. Pozdrawiam.
Oczywiscie Martyno! Całkowicie to rozumiemy. Podróż w Góry Flindersa, czy Gammons, a potem dalej na Pustynię Sturta i Pustynię Strzeleckiego jest ogromną atrakcją dla tych, którzy Australię dobrze już znają, lub dla koneserów przygody i podróży poza rejony do których dociera masowy ruch turystyczny. To rejony dla prawdziwych indywidualistów, a nie dla tych, którzy chcą w swoich notatkach „odhaczyć” wszystkie pozycje, które zaliczyli już ich znajomi. No i w końcu to propozycja dla tych, którzy ponad wszystko cenią sobie praktycznie nietkniętą ludzką ręką przyrodę. Dziękujemy za odwiedziny i również pozdrawiamy!
Jak zawsze u Was, piękne zdjęcia i wspaniały opis. Relacja tym bardziej cenna, ze któż z nas przecietnych podróżników i ekonomicznych, ograniczonych czasem turystów dotrze w te miejsca? Krajobrazy powalaja, zdjęcia jaszczurów mrożą krew. Super! Dziękuję za tak niezwykłą relację, pozdrawiam
Bardzo dziękujemy za odwiedziny Gabrielo. Dotarcie w te rejony oczywiście proste nie jest, no i faktycznie wymaga sporo wolnego czasu. Co do jaszczurów…wydaje nam się, że w chwili obecnej wiecej tej gadziej braci w Polsce, niż w AU. 🙂 Pozdrawiamy 🙂
Niesamowita relacja. Poczułam się jakbym tam była. Jest tam niesamowicie pusto… ale macie racje z tym wyborem miejsc. Też za pierwszym razem skupiam się na najważniejszych (a tym samym najbardziej turystycznych) miejscach ale nie żałuje.
W przypadku Australii nigdy nie poznasz tego kraju, jeśli nie spędzisz chociaż paru dni w outbacku…i nie! Uluru i okolice absolutnie nie jest czymś reprezentatywnym 🙂 Podróż po pustyniach, czy też miejscach takich jak Gammons pozwala kraj ten nie tylko zwiedzić, ale i przeżyć.
To ulubiony kraj mojego męża, choć jeszcze nigdy go nie odwiedził:) Ja uwielbiam Wasze zdjęcia i blog, bez względu na to, w jakim kraju jesteście:) Pozdrawiam ciepło!
No to pora, aby mąż wreszcie poleciał do swojego ulubionego kraju-)
Dziękujemy za miłe słowa i pozdrawiamy też ciepło!
Zdjęcia są niesamowite i wpis bardzo bogaty! Zazdroszczę i pozdrawiam
Dziękujemy za komentarz.
Pozdrowienia!
Australia to jedno z moich największych marzeń! Super wpis, dziękuję.
Życzymy spełnienia marzeń!
Dziękujemy i pozdrawiamy serdecznie!
Tyle cudownych zdjęć, tyle informacji, aż się nie mogę doczekać aż zajrzę do części drugiej.
Btw, powinniście rozważyć napisanie jakiegoś reportażu na temat australijskich wojaży – w końcu to nie jest wasz pierwszy raz.
Znawców Australii jest mnóstwo. Widać to na blogach, w magazynach podróżniczych itd.
Dwa tygodnie w Australii i już wiele postów typu: 10 najpiękniejszych miejsc w Australii i tym podobne.
Znamy panią, która tu była tydzień, poleciła nam pójście do zoo.Po co spacerować, aby zobaczyć kangury czy koale,jak wszystko jest na wyciągnięcie ręki, łącznie ze zdjęciem z przerażonym koalą na ręku.
Może kiedyś coś napiszemy-)
Pozdrowienia!
Fenomenalna wycieczka! Teraz to już naprawdę oszalałem na punkcie Australii – wyprawa dżipem w nieznane miejsca, które wyglądają jak Dziki Zachód, a do tego jeszcze winnice po drodze – podróż-marzenie 🙂 Fantastyczne zdjęcia, uwielbiam takie klimaty, miasteczka na prerii, wraki starych samochodów wkomponowane w surowy, acz piękny krajobraz! Cudo!
Witamy naczelnego znawcę dobrych cygar w naszych skromnych progach-)
Jeżeli oszalałeś na punkcie Australii, to pakuj walizki.
Tu znajdziesz sporo takich fantastycznych miejsc.
Na brak winnic w pewnych rejonach też nie ma co narzekać.
Miło,że Ci się podobało-)
Pozdrowienia!!!
Niezwykła wyprawa. Zdjęcia oddają urok tych miejsc, choć zobaczyć to wszystko na własne oczy, dotknąć, poczuć to zupełnie coś innego. Już cieszę się, że są kolejne części Waszej podróży. Przeczytałam również komentarze pod wpisem. Moim zdaniem sporo złego zrobiły w sprawie zagrożeń w Australii filmy przyrodnicze. Ukazuje się Australię jako miejsce, gdzie niemal wszędzie czyhają jakieś niebezpieczeństwa. Owszem trzeba zachować się racjonalnie, ale to tak piękny, niezwykły świat jakiego trudno szukać gdzie indziej. Odżyły wspomnienia, choć nie podróżowaliśmy/jak wiecie/ 4×4. Jednak te wakacje to była jedna z największych frajd naszego życia i do Australii jeszcze przyjedziemy. Nie wyobrażamy już sobie,… Czytaj więcej »
W tej chwili dużo złego robią wpisy na blogach, straszące wężami,pająkami i stadami jaszczurek,które chodzą po ulicach i na nas dybią.
Większość komentarzy, to obawy i strach przed wyjazdem do Australii.
Nie wiemy,czemu i komu to służy.
Owszem, wszystko tu jest. Węże i pająki i inne stwory, ale trzeba uważać,zachowywać się racjonalnie.
Filmy przyrodnicze też pokazują Australię pełną niebezpieczeństw.
Byliście,zwiedzaliście i nic Was nie zjadło.
Mamy nadzieję,że znowu zawitacie!
Serdeczności przesyłamy i pozdrawiamy!!!-))))
Odludzia, bezdroża, brak turystów, przepiękne krajobrazy, dzikie zwierzęta (te jaszczurki są niesamowite) i cisza… uwielbiam! Wspaniale się tam z Wami przenieść. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pokonać podobną trasę!
Miło,że Ci się podobało.
To zdecydowanie również nasze ulubione miejsca i taki sposób podróżowania.
Pozdrowienia!
Naprawdę miło patrzeć na tą relacje z Australii. Piękne miejsce
Dziękujemy bardzo-)
Pozdrawiamy!
Wasze opisy czyta się zawsze jak książkę. Tylko rozdziały szybko się kończą. I jeszcze cudowne zdjęcia! Jestem oczarowana Waszym wpisem, ale też i miejscem, które odwiedzaliście. Cudnie! Australia ma tak bardzo dużo do zaoferowania, że nawet kilka miesięcy to za mało by dobrze wszystko zobaczyć… 🙂
Dzięki za miłe słowa.
Australia jest ogromnym krajem i trzeba bardzo wiele czasu, aby zobaczyć chociaż niektóre atrakcje tego pięknego kontynentu.
Pozdrawiamy!-)
ekstra zdjęcia i pomysł na Australię 👏👏👏👏 czyta się jednym tchem… a patent z pubu z interioru, z rynienką… , to dla mnie odkrycie miesiąca … widziałem wiele czeskich i niemieckich tzw. „ścian płaczu” ale to 🏆🏆🏆🏆
Dziękujemy za miłe słowa i wizytę na blogu-)
To pasmo górskie jest rewelacyjnym pomysłem na przeżycie prawdziwej przygody w Australii.
Pomysł z rynienkami w pubach iście genialny!
Pozdrowienia!!
Zdjęcia są przepiękne! Uwielbiam podróże, a te fotografie wyglądają tak egzotycznie kusząco… Ale przed waranem to bym chyba uciekała 🙂 Super, ale tylko na zdjęciu! Pozdrawiam :*
Taki waran w Australii mógłby Cię pogonić, ale on ludzi nie jada.Strachu można się tylko najeść 🙂
Miejsce przepiękne do przeżycia przygody i kontaktu z naturą.Dziękujemy.
Pozdrowienia! 🙂
Wow, wygląda jak istny raj na ziemi!
Australia oferuje wiele rajskich miejsc 🙂
Pozdrawiamy serdecznie!
Ależ Wam tego zazdroszczę😍😍 moje marzenie życia. Choć faktycznie ten wyjazd do nudnego nie mozna zaliczyć. Świetna przygoda.
Nudzić się tam nie sposób.
Wspaniała przygoda, miejsce dla tych,którzy lubię naturę i prawdziwe wyprawy.
Pozdrowienia 🙂
Tamte jedne ruiny to nawet nie wyglądają na stuletnie. Takie zadbane, nie to co nieraz u nas w Polsce…
Dzięki za komentarz 🙂
Co za widoki. Te opuszczone domy robią wrażenie
Ruiny domów są piękne, ale i smutne.
Nie ma tu już mieszkańców.
Flinders Ranges to wspaniałe miejsce na przeżycie prawdziwej przygody.
Pozdrowienia 🙂
aha czyli to jednak nie są arbuzy, tak mnie zdziwiły te rośliny w wodzie.
Nie to nie są arbuzy, niestety, a tak pięknie wyglądają.
Pozdrowienia 🙂
Świetny reportażowy wpis. Wyprawa raczej dla odważnych, pełna zaskakujących momentów. Kadry jak zawsze pełne emocji. Czarna wdowa budzi we mnie zgrozę…
Aniu, czarne wdowy nie patrzą z każdego kąta.
To wyprawa dla każdego, kto lubi przygodę i spotkanie z cudowną, dziką przyrodą.
Dziękujemy i pozdrawiamy!
Irenko jak dobrze ze tyle czasu spedzials w Australii. Dzięki Tobie możemy teraz tymi wszystkimi widokami cieszyć oczy… Bo co nam zostało… Cudownie…
Aniu, dzięki za miłe słowa.
Miałam to szczęście, że troszkę poznałam Australię.
Dziękuję 🙂
Piękne i dzikie miejsce. Aż mnie ciarki przechodzą na widok tej nieokiełznanej przyrody, coś pięknego ! Trzeba mieć niezwykłą odwagę by wybierać takie miejsca na końcu świata
Takie dzikie i piękne miejsca lubimy.
Zapewniamy Cię, że to wspaniałe spotkanie z przygodą i z przyrodą.
Nie ma się czego bać.
Pozdrawiamy 🙂
Fascynujące są te „niejednoznaczne” turystycznie miejsca, mnie zawsze takie właśnie klimaty pociągały najbardziej. Sikalnia – genialna. Czytałam „Ostatni kontynent” Pratchetta, który właściwie o takiej Australii opowiada, szkoda, że mam zbyt mało wiedzy, żeby zrozumieć te cudne aluzje tam zawarte.
Flinders Ranges to jedno z najpiękniejszych miejsc w Australii.
Spotkanie z przyrodą, zwierzętami, przyrodą. To jest prawdziwa Australia.
Sikalnie w pubach to genialny pomysł, ale zapach chyba mniej.
Pozdrowienia 🙂
Taka wycieczka to super przygoda, zdjęcia jak zawsze zachwycają 🙂
To była super przygoda!
Dziękujemy i pozdrawiamy 🙂
Mnie zawsze ciekawi jedna kwestia. Wybierając się w podróż robicie notatki z miejsca gdzie przebywacie? Czy zostaje Wam to wszystko w głowie. Przecież nie sposób tego wszystkiego zapamiętać. Przepiękne fotografie…
W życiu bym nie wpadła na to że można pić piwo i sikać ,świetny patent 🤣
Marek ma świetną pamięć, ja robię notatki.
Jeżeli chodzi o Australię, to Marek tam mieszka od lat.
Picie i sikanie, faktycznie świetny patent 😀