Gdy po raz pierwszy leciałem do Birmy w maju 1998 roku wiedziałem, że po krótkim locie z Bangkoku do Yangon wyląduję w kraju zacofanym i innym od wszystkiego, co dotychczas widziałem. Nie spodziewałem się jednak tego, że ta podróż to tylko niewielkie przemieszczenie w przestrzeni, ale ogromny skok w czasie! Mówiło się wtedy, że Bangkok od Yangon oddziela jakieś 50-70 lat. Nie bardzo potrafiłem to sobie wyobrazić, ale po odprawie celnej i obowiązkowej wymianie waluty – w owym czasie jeszcze taka konieczność była, chociaż nie pamiętam w jakiej wysokości, pamiętam jednak, że na ulicy płacono niemal trzykrotnie więcej, 50-70- lat okazało się mocno niedoszacowaną rzeczywistością. O ile centrum faktycznie mieściło się we wspomnianym przedziale, o tyle czym dalej od niego, tym bardziej czas wyprzedzał przestrzeń, by niedaleko poza miastem osiągnąć wartość 400-500 lat.
Dystans z lotniska do centrum miasta to kilkanaście kilometrów drogi, która swoją nawierzchnią najbardziej przypominała popularną wówczas grę „minesweeper”, w której skutkiem każdego przypadkowego, czy nieprzemyślanego ruchu było „wylecenie w powietrze” 🙂 Nikt nie bawił się w omijanie dziur w nawierzchni…chodziło tylko o to, aby nie wpaść w te głębokie na pół metra i więcej 🙂
Droga zawalona ciężarówkami, których data produkcji niezwykle rzadko przekraczała wczesne lata pięćdziesiąte, a mediana wieku oscylowała wokół roku 1940. Prócz tego w tej bliższej lotniska część Pyay Rd ( tak się nazywa droga dojazdowa do miasta ) zablokowana była ciągniętymi przez bawoły wozami, które na szczęście nie mogły jednak wjechać dalej, niż dzielnica 9th Mile. Do tego jeszcze riksze przeładowane towarami tak bardzo, że raz po raz wywracają się, skutecznie przy tym utrudniając ruch. Dodajmy jeszcze do naszego „równania” masę ciągnionych, czy też pchanych przez ludzi wózków, przepełnionych podobnie jak i riksze. Chyba nikogo nie zaskoczy to, że dojazd do hotelu (około 18 km) zajął ponad 2 godziny?
Warunkiem przekroczenia granicy na lotnisku było ( oprócz rzecz jasna wizy ) posiadanie rezerwacji hotelu ( co dla mnie zawsze stanowiło trudność, gdyż jestem jednym z tych podróżników, którzy nigdy nie wiedzą gdzie pojadą dnia następnego). Poprzez Thai International zarezerwowałem sobie hotel bardzo ładnie wyglądający na zdjęciach reklamowych – Kandawgyi Palace. Już na miejscu okazało sie, że zdjęcia w żaden sposób nie oddawały sprawiedliwości temu wspaniałemu miejscu. Budynek z drewna tekowego nawiązywał do tradycyjnej architektury Indochin. Położony nad całkowicie otoczonym parkiem, śródmiejskim jeziorem był oazą spokoju i zieleni w 5 milionowej metropolii. Jakoś upiekło mi się wtedy to, że rezerwacje miałem tylko na 2 noce. W cudownym ( niestety nieistniejącym już, gdyż spalił się 2 lata temu) hotelu zameldowałem się nieco po południu. Resztę tego dnia i wieczoru, aż do późnej nocy spędziłem w wymarzonej i wyśnionej od niemal mojego dzieciństwa Shwedogon Pagoda.
Następny dzień zacząłem od wczesnej wizyty w porcie. Jest to port morski, leżący około 50 km w górę rzeki Yangon od jej ujścia do Morza Andamańskiego. Do portu wpływają statki pełnomorskie, lecz o ograniczonym mocno tonażu. To ograniczenie nie wynika z przepustowości samej drogi wodnej, ale z możliwości obsługi portowej – co za chwilę będziecie mogli obejrzeć na zamieszczonych niżej zdjęciach.
Oprócz statków morskich port obsługuje również, a może nawet przede wszystkim mniejsze i większe statki żeglugi śródlądowej. Yangon River łączy się z największą rzeką regionu – potężną Irawadi ( tą samą o której tyle razy pisał Rudyard Kipling). Jest ona żeglowna aż do miasta Myitkyina – ponad 1600km w górę nurtu.
Niewiele jest miejsc na świecie, w których gros przeładunków morskich i rzecznych obsługiwanych jest przez ludzkie grzbiety. Port w Yangon jest jednym z nich. Chciałem początkowo napisać, że „niestety jest jednym z nich”, ale po zastanowieniu myślę, że gdyby były tu dźwigi, to wielu z tych ludzi nie mogłoby wyżywić ani siebie, ani swoich rodzin. Owszem – na dłuższą metę byłby to postęp. Jednak oni żyją właśnie teraz, a nie w przyszłości. Nie dostaną żadnych odpraw, czy jakiejkolwiek innej pomocy od państwa – czy to finansowej, czy też pomocy w znalezieniu innej pracy.
Zapraszam Was do zapoznania się ze zwykłym dniem portu w Yangon. Ta relacja jest pierwszą częścią fotoreportażu ” Na ulicach Yangon”. Oczywiście – jak to zwykle w naszych relacjach zdjęcia pochodzą z różnych lat, a tym samym wielu wizyt w tym miejscu i stanowią kompilację tych podróży.
W porcie zaczyna się nowy dzień. Od świtu przypływają tu statki i łodzie z towarami i ludźmi – udającymi się do pracy i na zakupy.
Bardzo wielu pracujących w porcie przepływa rzekę ze strony zachodniej na wschodnią ( to po tej stronie jest port). Dzielnice po stronie zachodniej są skupiskiem najbiedniejszej części mieszkańców miasta. Można się tam dostać jedynie łodzią, lub jadąc dookoła (niemal 100km) przez 3 mosty. Nigdy nie udało mi się odwiedzić zachodniego brzegu. Taka wizyta wymagała specjalnego zezwolenia, a tego mi wielokrotnie odmawiano.
Powiedzieć, że łodzie są przeciążone do granic możliwości nie oddaje chyba stanu faktycznego. One są przeciążone poza te granice.
Coraz więcej ludzi przypływa do portu.
To jedna z najnowocześniejszych ciężarówek obsługujących ładunki w porcie. Stan – niemal nówka… zrozumiecie to lepiej, gdy za parę miesięcy pokażemy więcej Birmy z regionów znacznie mniej zagospodarowanych , niż najbliższe otoczenie dawnej stolicy.
Zaczyna się rozładunek i załadunek statków i barek…na tym zdjęciu i na następnych urządzenia przeładunkowe portu w Yangon.
Zwróćcie uwagę na trzymany w ręce niebieski patyczek. To system rozliczeniowy dokerów. Jeden ładunek (mniej, lub bardziej standardowy) – jeden patyczek. 2 ładunki – 2 patyczki. Trzech patyczków nigdy nie widziałem przy jednym dokerze. Te patyczki dostają wraz z ładunkiem i na mecie wrzucają je do pudła ze swoim imieniem.
Jeszcze wcześnie, jeszcze nie doskwiera ani upał, ani zmęczenie.
Tutaj patyczek czerwony…nie mam pojęcia jaka była różnica pomiędzy ich znaczeniami.
Powoli zmęczenie staje się obezwładniające.
Jest pomiędzy 13, a 14 – to największy upał.
Dobra mina do złej gry.
Większość mężczyzn ubiera się w longyi – to tradycyjna długa spódnica szyta jak zwykła rurka i zawiązywana w pasie. W Longyi ubierają się również kobiety.
…to niemal już koniec dnia, a nie widać było po nim najmniejszego śladu zmęczenia.
Czasami ładunki potrafią przerosnąć kulisa.
Niektórzy z pracowników portowych nie mają domu, do którego mogliby wrócić.
Budynek dawnego kupca chińskiego.
Pod koniec dnia w porcie rozpoczyna się niewielki targ. Obsługuje główie pracowników i ludzi mieszkających na zachodnim brzegu. Ta kobieta właśnie przypłynęła na targ.
Rikszarz pewnie kogoś właśnie do portu przywiózł.
Stoiska targowe.
Koniec dnia w Port Yangon.
Niebawem zapraszamy Was na kolejną część reportażu.
Następnym razem po powrocie z pracy, głęboko się zastanowię czy wypada mi "dziób otwierać"?
Dumam nad kolorem patyczków… Czy aby nie są uzależnione od przenoszonego ciężaru?
I dlaczego trzeba mieć specjalne zezwolenie, by odwiedzić zachodni brzeg?
No otwieraj już ten dziób, otwieraj 🙂 Kolor patyczków wydaje mi się, że bardziej zależy od zleceniodawcy przeładunki. Na oko nie widziałem drastycznych różnic w ciężarze, ale jak już pisałem – nie jestem w stanie odpowiedzieć definitywnie.
Co do zezwolenia – myślę, że władze chciały ukryć absolutnie skrajną biedę i swoje niekompetencje w zarządzaniu.
I co? Mam zacząć stękać, że boli mnie kręgosłup od siedzenia? Na takie dictum acerbum, które tu widzę, wolę nabrać wody w usta.
Uważaj tylko jaką wodę nabierasz. Sa takie źródła z których woda Ci zaszkodzi 🙂
Podziwiam i zazdroszczę, zazdroszczę i podziwiam…
O! i to się nazywa "mnożenie bytów". Niby cztery słowa, a jednak dwa :)))
Niby dwa, a jednak cztery ;-))) pozdro!!!
Nie jesteśmy blogiem arytmetycznym-)
Gdzieś widzieliśmy, że dwa plus dwa to jest pięc!
Pozdro-)))
Warto zobaczyć takie miejsca, żeby uświadomić sobie, że los człowieka zależy od miejsca w jakim się urodził. Nie jestem pewna, czy ktoś tym steruje i co lepsze dla rozwoju duchowego. Bo cywilizacyjne udogodnienia wcale nie sprawiają, że ludzie są lepsi czy szczęśliwsi. Podróże zmieniają wszystkie stereotypy. Czekam z ciekawością na drugą część.
Dziękujemy Marylko za komentarz.
Warto jeździc w takie miejsca, bo zmieniają nas i zmieniają postrzeganie swiata.
Uczą pokory i wrażliwości oraz szacunku dla pracy i drugiego człowieka.
Pozdrowienia!
Bardzo poruszyły mnie te zdjęcia. Widać jak ludzie uginają się pod ciężarem ładunków, bose nogi, spracowane ręce i obezwładniające zmęczenie. Na początku z niedowierzaniem patrzyłam na przeładowaną łódź. Trudna rzeczywistość, w której przyszło im żyć. Widać jak system warunkuje nasze życie. Mnóstwo mam myśli i emocji. Czekam na 2 część. Pozdrawiam Was M.
Niestety nie mamy wpływu na to gdzie się urodzimy, nie zawsze mamy do końca wpływ na to,jak potoczy się nasze życie.Życie tych ludzi jest bardzo ciężkie.
Dziękujemy Małgosiu za komentarz i pozdrawiamy-)
Poruszające zdjęcia, szczególnie te czarno-białe. Dopiero zderzając się z takimi obrazami dociera do nas, że nasza codzienność nie jest taka zła. Pozdrawiam
Tak Olu, powinniśmy doceniac to,co mamy.
Dziękujemy i pozdrawiamy-)
Każde zdjęcie opowiada swoją historię, a wszystkie łączą się w całość. Piękne!
Bardzo dziękujemy i pozdrawiamy!
wooow niezwykłe są te fotografie bo przedstawiają codzienność zwykłych ludzi~ klaudia j
Dzięki wielkie!
Pozdrowienia-)
Wow!!! Brak mi słów. Twoje zdjęcia są fenomenalne. Piękne ujęcia ludzi. Gratuluję:)
Zapraszam też na mojego skromnego bloga jeśli znajdziesz chwilkę:)
Bardzo dziękujemy i pozdrawiamy-)
Irenko pięknie pokazałas życie tych ludzi…
Aniu, wielkie dzięki!
Pozdrowienia-)
To mysialo być przeżycie zobaczenie tego miejsca na żywo. Na zdjęciach widać, jak ludzie ciężko pracują, jak uginają się pod ciężarem noszonych ładunków
Tak,to było niesamowite przeżycie.
Dziękujemy i pozdrawiamy!
Ludzie w rozmaitych zakątkach świata mnie fascynują ;D
Nas też-)
Pozdrawiamy!
Cudowne zdjęcia! Bardzo ciekawy wpis, ogrom interesujących informacji
Bardzo dziękujemy i pozdrawiamy!-)
Birma wciąż taka piękna, pełna absurdów, sprzeczności, jednocześnie bardzo przyciągająca.
Dziękujemy za komentarz-)
Kolejny niesamowity reportaż. Udokumentowanie zwykłego dnia w porcie w bardzo przemawiający do widza sposób. Ja już od dawna podziwiam ludzi z Dalekiego Wschodu za ich niesamowitą pracowitość. Świetnie to pokazaliście w swoim artykule- zdjęcia na medal. Nie tylko warsztatowo, ale i emocje jakie poruszają są niesamowite! PS czy już zgłosił się ktoś do Was z propozycją zakupu fotografii 😉 😉 ;)? Wasz blog to perełka i uczta dla oka. Uwielbiam tu wracać. Inspirujecie! <3
Pięknie dziękujemy za komentarz.
Wiele ze zdjęc,która znajdują się na blogu, było publikowanych w czasopismach podróżniczych, na portalach fotograficznych.
Jedno było na okładce książki.
Nasz blog siedzi w kąciku, może go ktoś znajdzie;-)
Serdecznie pozdrawiamy-)
To po prostu inny świat! Piękne zdjęcia 🙂
To inny świat!
Dziękujemy i pozdrawiamy-)
Powiesz coś więcej o tym zezwoleniu na odwiedzenie zachodniego brzegu? Jak to się załatwia i dlaczego dostałaś odmowne decyzje?
Nie podano powodu.
W Myanmar jest jeszcze wiele miejsc, których turyści nie mogą zobaczyc.
Pozdrowienia-)
Z każdym kolejnym zdjęciem coraz bardziej nie wiedziałam, co mogę powiedzieć, napisać. Tak bardzo nie doceniamy warunków, w jakich przyszło większości z nas żyć i pracować… Mjanma niby jest wysoko na mojej podróżniczej liście, ale coś czuję, że – gdy już dojdzie do skutku – będzie to trudna podróż.
Jeżeli nigdy nie byłaś w Azji ,będzie to troszkę szokująca podróż.
Wszystko jest inne, ale Azję można pokochac.
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy-)
To jest niesamowite, że tak właśnie żyją ludzie. Nie mają niektórzy jak piszesz domów, nie mają gdzie wracać. Śpią na kamiennej posadzce. Chodzą bez butów… zastanawiam się jak też później funkcjonuje ich kark, bo przecież taka postawa o.O ?
Pozdrawiam.
ps. Ciekawy blog, postaramy się zaglądnąć jeszcze nie raz.
Myanmar to jeden z najbiedniejszych krajów Azji.Ci ludzie nie znają innego życia.
Brak butów,własnego łóżka, czy domu, to dla nas nie do wyobrażenia.
Pozdrawiamy również i zapraszamy-)
Na patyczki nigdy bym nie zwrócił uwagi Niezły system rozliczeń 🙂
Zdjęcia jak zawsze wbijają szczękę w podłogę.
Czy ludzie są tam zadowoleni ze swojego życia?
Oni nie znają innego życia, nie buntują się, z pokorą przymują to,co przynosi im los.
Mimo ogromnej biedy uśmiechają się i starają się życ godnie.Ciężko pracują, tym ludziom należy się ogromny szacunek.
Dzięki i pozdrowienia-)
Ciężko sobie wyobrazić takie różnice w 2019 roku! Jednak czasami wystarczy wyjechać za miasto gdziekolwiek się jest. 18km w 2h to niemal szybciej pieszo 😉 piękne zdjęcia codzienności
Dziękujemy bardzo za komentarz i pozdrawiamy-)
Kolejny piękny reportaż. Swietnie pokazałes codzienność i dzień powszedni tych ubogich ludzi. Na Twoich fotografiach znój i trud życia wypisany jest na twarzy tych ludzi. Trudno pokazac takie emocje, Tobie sie znakomicie udało.
pozdrawiam
Dzięki serdeczne Gabi!
Pozdrowienia-)
Świetne ujęcia! Tam "health and safety" w naszym rozumieniu nie istnieje. Widziałem podobne obrazki w Afryce. Znakomita większość z nas nie zdaje sobie sprawy jakie to szczęście urodzić się w Europie…
Pozdrawiam!
Niestety nie istnieje.
Sporo osób wybiera Kanary,albo Seszele, aby nie oglądac takich obrazków.
Dzięki serdeczne!
Pozdrawiamy-)
Piękne ujęcia, świetny reportaż!
Po lekturze Shantaram właśnie tak wyobrażałam sobie Indie. Tak bardzo inne, z jednej strony kolorowe i naturalne, z drugiej zaś surowe, biedne i często okrutne. Kraj kontrastów, cieżkiej pracy i małych radości. Pozdrawiam!
W Shantaram masz głównie opis Bombaju w latach siedemdziesiątych. Birma to jednak współcześnie już nie Indie. Wiele wprawdzie Birmę z Indiami łączy zwłaszcza kulturowo, a historycznie nawet w czasach kolonialnych był Indiami Wschodnimi, ale to kraj, który zawsze był pomostem pomiędzy Indiami, a Azją Półwyspu Indochińskiego. Polecamy gorąco druga część książki – "Cień Góry" Pozdrawiamy!
I like the helpful info you provide in your articles.
I will bookmark your blog and check again here regularly.
I am quite certain I wil leatn many new stuff right here!
Best of luck for the next!
We are happy you have found our the texts helpful. You are more than welcome to visit our blog as you please. It will be our pleasure. We hope you will find our articles interesting and entertaining.
Ciężko wygląda życie tych ludzi. Aż nie chcę wiedzieć jak po latach pracy ponad siły wyglądają ich kręgosłupy.
Niestety, niesprawiedliwe to życie.Pracowici ludzi, a mają bardzo ciężkie życie.
Rodzinę trzeba utrzymac.Kręgosłupy pewnie w strasznym stanie.
Pozdrowienia!
Normalnie jak w innym świecie. Ogromna przepaść. Przykro się robi, jak ogląda się takie zdjęcia.
Bo to inny świat, a Ci ludzie nie znają innego życia.Pracują od dziecka.
Dobrze w czasie podróży zobaczyc i takie miejsca.
Pozdrowienia!
Bardzo interesujący post i bardzo ciekawa sprawa z tymi różnicami.
ZAPRASZAM NA MÓJ BLOG
Dziękujemy i pozdrawiamy!
Niezwykłe zdjęcia! Przyjrzałam sie im dokładnie. Każde przepełnione jest emocjami i pokazuje autentyczny trud pracy. Niesamowite, jak Ci ludzie ciężko pracują, ile znoju kosztuje ich miska ryżu. Mój wielki szacunek.
Dziękujemy Aniu, bo niektórzy nawet zdjęć nie otwierają, ani tekstu nie czytają , sama wiesz.
Pozdrowienia!!! 🙂
Macie wyjątkową umiejętność uchwycenia ludzi przy pracy, codziennym życiu.
Dziękujemy bardzo i pozdrawiamy 🙂
Uwielbiam do was zaglądać. Zdjęcia cudowne, nie mogę się na nie napatrzeć. <3 Piękne miejsce. :):*
Dziękujemy i pozdrawiamy ! 🙂
Patrząc na te fotografie, aż mi głupio jak człowiek przyjdzie z pracy i narzeka , ze zmęczony. Podziwiam tych ludzi za noszenie na ramionach takich ciężarów.
No właśnie, człowiek tort upiecze, sałatkę zrobi i czuje się, jakby wlazł bez tlenu na Everest.
Patrząc na tych ludzi, faktycznie głupio na cokolwiek narzekać.
Pozdrowienia 🙂
Widać po szerokości stóp tragarzy, jak wielkie dźwigają ciężary, jak dzięki podróżom nabiera się dystansu do własnych problemów, wraca pełny szacunek temu, co się posiada.
Dobrze to ujęłaś, podróże na wiele rzeczy pozwalają patrzeć inaczej.
Pozdrowienia!
Przepiekna fotorelacja. U mnie Birma skradla moja serce calkowicie. Sam kraj, jego historia ale przede wszytskim ludzie 🙂
Ten kraj potrafi skraść serca chyba każdego.
Dziękujemy i pozdrawiamy 🙂
Taka historia i takie zdjęcia pozwalają inaczej spojrzeć na nasze wygodne życie. Warto wiedzieć skąd przybywają do nas produkty które bez problemów możemy kupić w sklepie
Masz rację, kupujemy tony rzeczy, które ktoś produkuje, nosi, wozi. Często w bardzo ciężkich warunkach, bez godziwej zapłaty.
Pozdrowienia:-)
Faktycznie inny świat. Jakbyśmy przeżyli jakąś podróż w czasie…
Jednak takie miejsca, tacy ludzie żyją na tym świecie.
My doceniajmy to co mamy.
Zgadzamy się i pozdrawiamy 🙂
Bardzo wzruszający wpis 🙁 żal mi tych ludzi że tak ciężko pracują… My narzekamy że to nas boli że tamto, a Ci oni mają powiedzieć…
U mnie w pracy ludzie biorą zwolnienie na ból głowy, a nie mówię o migrenie… nieeee nieeee…
Są na świecie takie kraje i miejsca, gdzie jest bieda, a ludzie ciężko pracują i nie znają innego życia.
Pozdrowienia Aniu 🙂
Niesamowite. Jak to jest możliwe z wystarczy kilak , czy kilkanaście km by zobaczyć że gdzieś zatrzymał się czas s i ludzie żyją całkiem inaczej i niekoniecznie lepiej. A może to i dobrze ze omija ich cywilizacja taka którą znamy. Dzięki temu można doświadczać takich przeżyć jak ty.
Nie wszędzie jest pięknie i bogato.
Birmańczycy to biedny naród, a życie czasami tak wygląda, jak na zdjęciach.
Pozdrowienia 🙂
fascynujący sposób przenoszenia towarów, zaskakuje ile i czego można w ten sposób przenieść, a przecież to są wielkie ciężary. Z jednej strony zdjęcia piękne, ale tez pokazują tak bardzo inny świat, że aż szokują.
Dzięki Iwonko za komentarz 🙂
Zdjecia nazwalbym „mocnymi”. W sensie uchwycenia chwili i biedy tych ludzi. Niestety podczas swojej bytnosci w Yangoon nie odwiedzilem tego miejsca. A ciekawe czy cos sie w nim zmienilo w ciagu tych 20 lat
Sądzą po zdjęciach, a mamy na instagramie jednego pana mieszkającego w Yangoon, to niewiele sie zmieniło.
Ogromna bieda i brak perspektyw.
Pozdrawiamy 🙂