Iran – Mashhad

Po nocy spędzonej u Mahomeda w Maraveh Tappeh budzimy się pełni nadziei, że dzień będzie co najmniej podobny do poprzedniego i na dworze przywita nas słońce. Niestety – nic bardziej błędnego. Dzień jest szary. Deszcz wprawdzie nie pada, ale kto wie, co będzie później.
Przed nami trochę ponad 400 km do Mashhad.

     Pierwsze 100 km to droga poprzez Golestan National Park. Jedziemy droga północną, bez porównania mniej uczęszczaną, niż południowa, łącząca Mashhad z miastami Morza Kaspijskiego. Do tego jest piątek, a więc muzułmański dzień wolny. Ruch na naszej drodze wręcz znikomy – tak fantastyczny kontrast z tym, co mieliśmy do tej pory. Nie ma żadnych potwornie kopcących ciężarówek. Po raz pierwszy od przyjazdu mamy okazję pooddychać czystym powietrzem…niestety nie na długo. Po 100 km łączymy się z główną drogą, a tam jakby zapomnieli, że to piątek. Ogólnie drogi w Iranie są doskonałe. Wszędzie autostrady, lub wielopasmowe drogi szybkiego ruchu łączą nie tylko główne i mniejsze miasta, ale czasem osady tak małe, że zastanawia nas ekonomia takich przedsięwzięć.

    Jedziemy do Adela,którego poznaliśmy w czasie naszej pierwszej wycieczki do Iranu. Rodzina Adela spodziewa się nas około godziny 4-5 po południu. My jednak docieramy przed 2. Niestety tu mamy problem. Wszystkie mapy, które mamy poza paroma głównymi ,nazwy ulic pokazują w języku perskim. Adres mamy zapisany zarówno w transkrypcji łacińskiej, jak i po persku, ale jak go wpisać do nawigacji? Jak znaleźć? W dodatku skończył nam się kupiony wraz z kartą startową kredyt na telefonie i kompletnie nie wiemy gdzie kupić voucher i jak go zrealizować. Przejeżdżamy cały czas przez dzielnice, w których nie podejrzewamy nikogo o znajomość angielskiego. Wreszcie zatrzymujemy się i idziemy do małego sklepiku. Tam tłumaczymy, że bardzo chcemy zatelefonować do naszego kolegi. Po paru minutach zostaliśmy zrozumiani i pani z uśmiechem daje nam swój telefon. Dzwonek do Adela i przekazujemy telefon właścicielce. Adel jej tłumaczy co chcemy i wszystko staje się już proste. Nasz przyjaciel spodziewając się nas o wiele, wiele później pojechał na comiesięczne spotkanie rodzinne i prosi, żebyśmy do nich dołączyli. Okazuje się, że spotkanie ma miejsce po dokładnie przeciwnej stronie miasta, niż punkt w którym jesteśmy, a to bagatela jakieś 45 km. Oczywiście nie możemy wpisać adresu do nawigacji. Ustalamy jednak pierwsze wskazówki i cały czas jesteśmy w kontakcie telefonicznym. Przejazd przez Mashhad nie tak wiele różni się od przejazdu przez Teheran. Pomimo tego, że miasto ma niezłą sieć wielopasmowych dróg, to i tak ten 5 milionowy moloch jest wiecznie zapchany. Do tego drogowskazy po persku oczywiście, a tylko z rzadka w łacińskiej transkrypcji.

    Zeszło nam na dojeździe ok 90 min. Na miejscu wielka niespodzianka. To rodzinne spotkanie , to blisko 100 osób, bo uczestniczy w nim nie tylko najbliższa, ale i dalsza familia. Okazuje się, że rodzina Adela jest niemal w całości po wyższych studiach, lub ciągle się uczy. W zasadzie niemal każdy mówi po angielsku. Jedna z dalszych kuzynek – studentka matematyki mówi zadziwiająco czysto i płynnie. Okazało się, że dziewczyna nigdy nie miała lekcji języka, a nauczyła się go wyłącznie poprzez oglądanie zachodnich filmów i słuchanie piosenek. To było naprawdę niewiarygodne! W tym kraju często spotykaliśmy młodych ludzi , którzy języka angielskiego uczą się w ten właśnie sposób, ale przenigdy kogokolwiek, kto miałby nawet w najdalszym przybliżeniu podobne rezultaty.

    Byliśmy całkowicie urzeczeni rodziną Adela, ich serdecznością, bezpośredniością, empatią, gościnnością, a nade wszystko znakomitym poczuciem humoru i chęcią do zabawy.
Nasz przyjaciel Adel jest absolwentem wydziału turystyki Uniwersytetu Esfahan, a obecnie doktorantem i chodzącą encyklopedią wiedzy na temat atrakcji turystycznych Iranu. Już niejednokrotnie w przeszłości wykorzystywaliśmy jego wiedzę i kierowaliśmy się wedle jego rad. Teraz mieliśmy okazję poznać jego przeuroczą rodzinę – rodziców, starszą siostrę i młodszego brata. Najbardziej w tej rodzinie uderzyło nas to, jak bardzo tolerancyjni potrafią być ci ludzie, pomimo niemal skrajnych zapatrywań światopoglądowych. Adel mówiąc oględnie jest mało religijny i bardzo niesympatycznie odnosi się do współczesnego podziału władzy w Iranie, co jest zresztą dosyć charakterystyczne dla dużej części młodzieży studiującej, jak również dla dobrze wykształconych młodych ludzi, zaczynających swoje zawodowe kariery. Rodzice byli studentami w czasie rewolucji 1979 roku i stanęli po stronie przeciwnej szachowi. Nie zmienili swoich przekonań do dzisiaj, może dlatego, że bardzo trudno jest powiedzieć sobie , że być może nie służyło się dobrej sprawie. Tym trudniej, że w Iranie fakty na temat poczynań obecnej władzy są ciągle ukrywane i egzystują jedynie na poziomie plotki, w którą nie każdy jest skłonny uwierzyć. My możemy w czambuł krytykować tamtą rewolucję, ale nie zapominajmy jednego: rewolucje nigdy, przenigdy nie zdarzają się w społeczeństwach szczęśliwych! Dość dobrze część tamtejszej historii przybliża Ryszard Kapuściński w swoim Szachinszachu, chociaż nawet przedstawione przez niego drastyczne fakty nie pokazały nawet ułamka prawdy. Początkowo świecka opozycja lat 70-tych szukała jakiejś ostoi i jądra integracji. Znalazła ją w meczetach. To wzmocniło bardzo irański kler, aż do punktu, gdy zdolny był przejąć władzę.Pewne zdarzenia jako żywo przypominają najnowszą historię Polski, chociaż w naszym kraju nie przekroczono tej cienkiej, czerwonej linii, za którą władza byłaby całkowicie oddana w ręce Kościoła. Wybaczcie dygresje, ale jest ona ogromnie ważna by zrozumieć stosunki w domu Adela. W tym domu , pomimo tak ogromnej przepaści w patrzeniu na świat nasz największy podziw wzbudziła ich wzajemna tolerancja poglądów, najwyższy wzajemny szacunek, a również szacunek do ludzi niekoniecznie się z nimi zgadzających i przekonanie, że jakiekolwiek różnice nigdy nie dorównują ich więzom rodzinnym. Ten przykład jest ogromnie ważny dla zrozumienia mentalności współczesnych Persów. Owszem zdarzają się napaleńcy, jak w zasadzie wszędzie, we współczesnym świecie. Jednak zdecydowana większość  ludzi w tym kraju ( o czym mieliśmy okazję przekonać się  wielokrotnie) jest zdecydowanie przeciwna wszelkim usiłowaniom narzucania własnych poglądów, zwłaszcza narzucania siłą.

   Samo Mashhad bardzo nas zaskoczyło. Spodziewaliśmy się w tym najświętszym mieście Iranu wszechobecnego konserwatyzmu. Tymczasem jest to bodaj najbardziej postępowe miasto Iranu. Niestety niewiele go zwiedziliśmy. Wraz z Adelem byliśmy na dwóch Uniwersytetach miasta, spotykając się z jego znajomymi, studentami, z którymi prowadzi zajęcia, dziennikarzami. Pogoda niezbyt sprzyjała zwiedzaniu, chociaż i tak , prócz mauzoleum niewiele jest tu obiektów historycznych. Gdzieniegdzie ponoć można zobaczyć w tym mieście szyldy w języku rosyjskim. Przez wieki XVII do XX silnie widoczna była w tym mieście obecność rosyjskich kupców. Dla nas jednak koszmarem było poruszanie się w korkach 5 milionowego miasta. Doprowadzenie do końca budowy metra po części ten problem rozwiąże, ale tak naprawdę główną przyczyną są chyba niezwykle niskie koszty paliwa, a co za tym idzie preferowane używanie własnego samochodu.

   Niestety w tej galerii zdjęcia mają zdecydowanie niższą jakość optyczną w stosunku do wcześniejszych, gdyż poza kilkoma robione są aparatem z telefonu. Niestety na terenie mauzoleum używanie aparatów ( poza tych w komórkach) jest zakazane ze względów bezpieczeństwa. Obiekt ten jest szczególnie narażony na akty terroryzmu islamistów sunnickich i z uwagi na to dmucha się tutaj na zimne. Jest ponoć możliwość uzyskania odpowiedniego zezwolenia na używanie normalnego aparatu, ale aplikować o nie można na co najmniej parę dni ( a najlepiej tygodni) przed zwiedzaniem.

     Kompleks świątynny zajmuje znaczną część centrum miasta (ok. 600 tys. m²). Znajdujące się w nim mauzoleum imama Rezy, określane jest jako Haram-e mottahar („Przeczyste Sanktuarium”), lub po prostu Haram, a cały kompleks architektoniczny, który wokół niego powstał, a także zarządzająca nim instytucja – jako Astan – e qods – e razawi („Święty Przybytek Rezyjski”). Grób imama znajduje się bezpośrednio pod największą w całym kompleksie złotą kopułą, górującą nad całym kompleksem i widoczną z daleka.

        Wszystko kręci się wokół grobu Imama Rezy. Miasto jest bardzo stare, bo zostało założone w 823 r., a jego nazwa pochodzi od arabskiego maszhad, czyli „miejsce męczeństwa”. Odnosi się to do śmierci imama Rezy – ósmego (z dwunastu) imama szyitów. Był on jednym z licznych potomków proroka Mahometa, cieszący się charyzmą i słynny wśród współwyznawców ze swojej mądrości.

      Sam imam pochowany został w małej wiosce o nazwie Sanabad. Najpierw zbudowano w tym miejscu małą świątynię,wokół której zaczęło powstawać miasto.Rocznie przybywa tu ponad 20 mln pielgrzymów. Dużo jest tu młodych małżeństw, które wierzą, że imam pobłogosławi ich związek.

 
  Do kompleksu można wejść, ale przy każdym wejściu są strzeżone bramki.Tu przydzielany nam jest przewodnik, który nas oprowadza i nie możemy sobie chodzić, gdzie chcemy. Osobne wejścia są dla kobiet i mężczyzn. Kobiety muszą mieć czadory, można je wypożyczyć na miejscu. Kontrole są drobiazgowe, nie wolno wnosić aparatu fotograficznego i plecaków. Pozostawia się je w szatniach. Na pocieszenie pozostaje telefon. Oczywiście nam nie można wejść do miejsca, gdzie jest grób. Dostajemy pod koniec zwiedzania piękny album ze zdjęciami grobu imama i kompleksu świątynnego. Muzułmanie mogą wchodzić bez problemu.

     Wszystkie wielkie sanktuaria mają cechy wspólne: podobną zewnętrzną formę architektoniczną i wystrój wnętrz, podobny rytuał pielgrzymkowy, a także obyczaje i instytucje, które wokół nich narosły.

    Na terenie kompleksu nie znajdują się jedynie miejsca kultu. W ciągnących się we wszystkie strony budynkach ulokowane są tu również instytucje religijne, biblioteki, hotele dla pielgrzymów, organizacje charytatywne, szkoły koraniczne itp. Każdego roku kompleks rozrasta się coraz bardziej, zajmując coraz to kolejne części centrum miasta. A w podziemiach świątyni bogobojni szyici mogą wykupić sobie miejsce na pochowek. Wieczny odpoczynek obok grobu imama Rezy to zaszczyt, wart wydania uzbieranych oszczędności. Coraz więcej też jest potrzebnych wolontariuszy, takich jak nasz przewodnik, aby zadbać o cały kompleks, zapewnić obsługę pielgrzymów i zwykłych turystów.

      Sanktuaria w Qom, czy Shiraz są wiec bardzo podobne. Dla wielu osób trudnością jest podróż do Mashhad, odległość od Teheranu to ponad 900 km. Pociągi jadą kilkanaście godzin nocą .Mimo to ilości pielgrzymów liczy się tu nie w tysiącach, a milionach. Nie ma tu jednak tak rozmodlonej atmosfery jak w Qom.

       Pielgrzymi zatrzymują się w hotelach.W Mashhad jest bardzo duża liczba hoteli, lecz są one wypełnione po brzegi przez pielgrzymów i znalezienie wolnego miejsca graniczy z cudem. W piątki, który jest dniem wolnym dla Irańczyków i w weekendy jest tu oblężenie. Standard i czystość pozostawia też wiele do życzenia. Są tu również hotele wysokiej klasy. Niestety jest bardzo drogo.

       Pozostała część miasta nie jest jakoś zachwycająca, ale bardzo różni się od miast wschodniego Iranu. Dużo tu parków, galerii handlowych, kompleksów sportowych, kortów tenisowych, pływalni. Jest dużo restauracji i klimatycznych herbaciarni. Można tu kupić świetne dywany. Zabytków raczej niewiele, zatłoczone miasto zniechęca do zwiedzania.

        Na dziedzińcu mauzoleum. Jeżeli ktoś chce zobaczyć to piękne mauzoleum to oczywiście zachęcamy, ale jeżeli liczy na cuda w mieście, to się rozczaruje .

                Mashhad to przystanek przed podróżą do Afganistanu i Turkmenistanu.

       Mauzoleum jest piękne i robi wrażenie. Wspaniała architektura, ściany pokryte pięknie zdobioną ceramiką, piękne lustrzane wnętrza. Złota kopuła zachwyca, złota brama do środka i tysiące ludzi chcących się dostać do złotych krat, otaczających grób imama. Tam wejść nie możemy, zwiedzamy muzeum, meczety, dziedzińce, zaglądamy do sal modlitewnych.

       W niektórych ściany i sufity wyłożone są setkami tysięcy lustrzanych płytek, w których odbija się światło z ogromnych, kryształowych żyrandoli. Wszędzie leżą piękne, perskie dywany . Te lusterka w połączeniu z czarnymi strojami to piekło fotografa. Kontrast osiąga wartość bliską nieskończoności.

Ciężko utrzymać na sobie płachtę w czasie zwiedzania.Tego dnia było bardzo zimno i nawet padały płatki śniegu.Miasto słynie z niskich temperatur w zimie i wysokich latem. Idealny miesiąc do zwiedzenia Mashhad to kwiecień. To niestety ja, w tej płachcie wygląda się okropnie.

              Kobiety ubrane są w czarne czadory, ale nie ma tu płaczu, lamentu, śpiewu i religijnej atmosfery jak w Qom.

Część się modli, część spaceruje i robi zdjęcia.

       Północno – wschodnim wejściem co chwilę na teren dziedzińca świątyni wchodzą grupy mężczyzn niosących trumny z ciałami umarłych. Po wejściu grzecznie ustawiali się w kolejce wcześniej przybyłych grup, by w końcu złożyć trumnę przed potężnym iwanem skierowanym ku Mekce i cicho zmówić modlitwę powierzając tym samym ciało Bogu. Część szyitów wierzy, że w ten sposób zapewnia umarłemu drogę prosto do raju. Modlitwa trwa kilkanaście minut, po których trumna jest zabierana i wynoszona ta sama drogą, którą ją wniesiono. Kolejka się przesuwa i na zwolnione miejsce trafia następna grupa. Trafiają tu trumny z wcale nie tak bliskich okolic. Pamiętajmy jednak, że ciało muzułmanina musi być pochowane w ciągu jednej doby, co wyznacza dystans, z jakiego może być przywiezione.

      Mashhad znajduje się w pobliżu dwóch sławnych miast historycznych Chorasanu: kilkanaście kilometrów na południe od Tusu (który dzisiaj jest małą mieściną, ale kiedyś był ważnym centrum administracyjnym i kulturalnym) i około 50 kilometrów na wschód od Niszapuru – w okresie seldżuckim (XI–XII w.) jednego z największych miast wschodniego kalifatu. Jak ktoś ma czas,może je odwiedzić. Okolice miasta też są ciekawe.

                  Piękna studentka na spotkaniu w uniwersytecie. W Mashhad jest wiele wyższych uczelni.

      Spotkanie z rodziną Adela .Tak wspaniałej atmosfery i tak licznej rodziny się nie spodziewaliśmy. Spotkanie odbywało się na terenie szkoły.Wielu członków rodziny to nauczyciele.

                                                      Rodzice Adela po lewej

       Kuzynka Adela,studentka matematyki, która angielskiego nauczyła się płynnie, słuchając tylko muzyki i oglądając filmy anglojęzyczne.

                                           Galeria sztuki, którą prowadzi Tata Adela.

       Rodzice Adela są na emeryturze.W Iranie emerytura jest dla kobiet od 45 roku życia,dla mężczyzn od 50 roku życia,jeżeli płaci się składki emerytalne przez 30 lat.Można przejść też na emeryturę w jakimkolwiek wieku,jeżeli płaci się składki emerytalne przez 20 lat z rzędu,lub 25 lat z przerwami,gdy pracuje się w szkodliwym środowisku. Można też iść na emeryturę w przypadku mężczyzn od 60 roku życia i kobiet od 55,gdy płaci się składki przez 19 lat. Minimalna emerytura wynosi tyle ,co płaca niewykwalifikowanego robotnika,źródło: http://www.pensiondevelopment.org/

      Rodzice Adela mieszkają w trzypiętrowym domu,którego są właścicielami.W tym domu osobne mieszkanie ma również Adel.Cała rodzina często spotyka się razem. Na zdjęciu są rodzice ,siostra Afsaneh oraz najmłodszy brat Ifran. Wszyscy znają angielski,grają na instrumentach,czytają poezję i są ogromnie sobie bliscy.

                                                    Marek z Mamą Adela

     Pyszności,jakie nam tu podawano,nie sposób opisać.Mama Adela gotuje świetnie.Ponieważ pogoda nie zachęcała do spacerów,mnóstwo czasu spędziliśmy przy stole,jedząc wspaniałe irańskie potrawy i rozmawiając na każdy temat.

                                                  Aldel z Mamą

             Dom rodzinny Adela jest pełen pięknych rzeczy,obrazów,książek,irańskiej ceramiki,instrumentów .Panuje tu wyjątkowo ciepła i serdeczna atmosfera. Tato Adela gra na instrumencie ludowym.

        Mama Adela.
 Poniżej siostra Adela-Afsaneh .Niezwykle urocza młoda kobieta,bardzo związana ze swoją rodziną.Mieszka z mężem w innym miejscu Mashhad.
Dziękujemy całej wspaniałej Rodzinie za fantastyczne przyjęcie i niezwykłą gościnność.

5 2 votes
Article Rating
Tags:

Hooltaye

Witam Was na blogu.Byliśmy małżeństwem i podróżowaliśmy razem od kilkunastu lat. Dzieliliśmy się z Wami tym, co zobaczyliśmy. Kochaliśmy przygodę, przyrodę i ludzi. Marka już nie ma. Wszystkie zdjęcia są wyłącznie naszą własnością. Blog nie jest przewodnikiem, a wspomnieniami z podróży. Pozdrawiam serdecznie :-)Irena

Subscribe
Powiadom o
guest
19 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Doskonale że wspominacie o tradycyjnej wśród Persów tolerancji i szacunku, oraz ujawniacie odrobinę z ich prywatnego życia. Temat fascynujący dla karmionych dziwnymi historiami czytelników w Polsce. A zdjęcia bardzo dobre 🙂

Uwielbiam te mozaiki, aż się nie mogę napatrzeć! Wzory, motywy, kolory! Kolejna podróż w Waszym towarzystwie, dziękuję! Pozdrawiam serdecznie! PS Bardzo lubię irańską kuchnię 🙂

Fiszkiem

Śliczne zdjęcia.

Z Waszego postu dowiedziałam się dużo więcej na temat historii i życia współczesnej Persji niz z jakiejkolwiek przeczytanej dotąd publikacji. Jakże ubogacające musi być także takie doświadczenie zobaczenia życia takiej rodziny od środka.

Niesamowite połączenie tradycji i nowoczesności na Waszych zdjęciach, szczególnie tych obrazujących rodzinę Waszego przyjaciela. Fajnie jest zobaczyć inne kultury w czasie, gdy niby otwarte granice stają się zamknięte przez wirusa…

Szlak Za Szlakiem

Bardzo ciekawy wpis. Dużo wątków historycznych, a ja takie lubię ;p Swoją drogą architektura budowli pokazana na Waszych zdjęciach jest piękna.

TensTravel

Niezwykle miejsce – najbardziej ten kontrast między strojami a architekturą, barwami! Nie mieliśmy okazji być w tamtych terenach, ale takie relacje bardzo zachęcają! 🙂

Myartsophia

Przepiękne zdjęcia, bardzo ciekawe informacje. Wywołujecie u mnie jeszcze większy głód podróży.

Rewelacja, po prostu bajka. Pomijam przepych i niesamowitą kolorową architekturę ale również życzliwość bijące z twarzy tych ludzi. Ale bym sobie zasiadła z nimi do stołu, to musi być rewelacja… Te wszystkie przyprawy potrawy.. muszą być że tak powiem barwne!

Anna

Bardzo ciekawy wpis. Tyle informacji, zdjęć i kolorów. Relacja napisana z wielką starannością o słowa. Cudnie się czyta.