
Do Maroko wylatywaliśmy z Bergamo. Nocowaliśmy w Sirmione i objechaliśmy Jezioro Garda w dniu wylotu. Zostawiliśmy samochód na płatnym parkingu. Na lotnisku okazało się, że nasz samolot do Fez właśnie odlatuje i odprawa się skończyła. Mareczkowi godzina wylotu pomyliła się z godziną powrotu. Musieliśmy kupić nowy bilet na następny dzień, ale już do Casablanki, bo miejsca do Fez były wolne dopiero za tydzień. Zdziwienie pana z parkingu, który po nas przyjechał, a godzinę wcześniej przywoził, było bezcenne.Wróciliśmy do Sirmione i tam nocowaliśmy. Ze względu na wystawę EXPO w Mediolanie nie było wolnego miejsca w hotelach w Bergamo.
Lot do Casablanki
Następnego dnia już ze sporym wyprzedzeniem byliśmy na lotnisku. Samolotem afrykańskich linii lotniczych, Air Arabia, wylecieliśmy do Casablanki. Tuż po starcie usłyszeliśmy słowa Allah Akbar i trochę dziwnie się poczuliśmy. W samolocie zastanawialiśmy się, czyją winą była ta pomyłka, bo Marek za nic nie chciał przyjąć tego na klatę i uzgodniliśmy, że to wina Tuska! Pomyłka kosztowała nas 260 euro. Bez przeszkód dolatujemy do Casablanki. Jest ciepło i przyjemnie.
Pociąg do Fez i Abdul
Tu kupujemy bilety na pociąg, trzeba się jakoś dostać do Fez. Za dwie osoby płacimy 250 Dirhamów, czyli 25 euro za pierwszą klasę. Bardzo tanio. W Casa Voyager przesiadamy się i mkniemy z zawrotną momentami prędkością, 170 km na godzinę. Mamy przed sobą ponad 400 km do pokonania. Trzeba przyznać, że pociąg był zaskoczeniem, w miarę czysty, wygodny i szybki. Nie był to jakiś pendolino, stary skład jak u nas za czasów PRL. Trasa po drodze widowiskowa, ale ilość śmieci obok torów kolejowych, przerażająca. Zwłaszcza wyjeżdżając z Casablanki widok był szokujący. W Fez mamy zarezerwowany hotel i samochód. Poznajemy w przedziale młodego mężczyznę w garniturku, słysząc język polski, oczywiście zwietrzył okazję. Turyści to przecież złoty interes. Abdul pracował w biurze turystycznym w Fez. Zaczął wymieniać nam wszystkie atrakcje miasta, załatwił przewodnika na następny dzień po medynie i taksówkarza, który miał nas odwieźć ze stacji kolejowej do hotelu. Dał nam też wizytówkę i namiary na dobrą restaurację. Byliśmy zachwyceni jego gościnnością i uprzejmością. Pomyśleliśmy, że jeżeli wszyscy Marokańczycy są tacy, to spędzimy fajny urlop w fajnym kraju.
Witamy w Maroko
Po pięciu godzinach dojechaliśmy do Fez. Była 21.00 i zapadała noc. Przed dużym budynkiem dworca czekał na nas kierowca wypasionej taksówki. Jakieś dywany w środku, zasłonki i złote klamki. Jazda po zatłoczonych ulicach wśród klaksonów i jazgotu sprowadziła nas na ziemię. Jesteśmy w Maroko.
Zatrzymujemy się obok sklepu typu Carrefour i odkrywamy w podziemiach miejsce zwane Alcool Cave, gdzie można kupić alkohol. W Maroko jest wiele tego typu sklepów, ale nie we wszystkich dostanie się alkohol, w drugiej wielkiej sieci Marjanne alkoholu nie ma. Kupić alkohol poza większymi miastami jest samemu bardzo trudno. Są to nieraz nieoznakowane baraki, o których wiedzą tylko miejscowi, a i tak nie powiedzą. Łatwiej tu o zioło.
Tymczasem w Carrefour kupujemy dobre wino oraz kilka produktów na kolację. Przekonujemy się bardzo szybko, że jest drogo i to nawet bardzo. Mimo namów kierowcy nie mamy ochoty na kolację w restauracji. Jedziemy do hotelu. Kierowca zatrzymuje się przed bramą starej medyny. Ciemnymi, wąskimi uliczkami dochodzimy do Riadu Louna. Tu będziemy spali, cena 35 euro. Hotelik klimatyczny, łazienka wspólna na korytarzu, hałasy całą noc. Jestem przeziębiona, fatalnie się czuję i zaliczam bezsenną noc, odkrywam też, że w pokoju są firaneczki, ale nie ma okien. Jest za to prawie ciemno, bo żarówka daje bardzo nikłe światło. Tak jest w większości miejsc, gdzie śpimy. Ciemności, które wcale nie są klimatyczne, a wręcz denerwujące.
Nigdy więcej przewodników!
Mimo braku okna, rankiem słyszę śpiew ptaków. Jest 6.00 rano, a ja zmęczona i chora. Jemy śniadanie i czekamy na przewodnika. O 9.00 rano zjawia się nasz Cicerone i rusza w miasto. Marek biegnie za nim, aby nie zgubić się w labiryncie wąskich i krętych uliczek. Ja ruszam za nimi i robię jakieś foty. Facet jest nonszalancki, gburowaty i przy okazji zna wszystkich w medynie, wylewnie witając się z każdym napotkanym mężczyzną, jakby wracał z długiej podróży na księżyc. Marek chce robić foty, a facet go pogania, jednocześnie co chwilkę zatrzymuje się na pogawędki z miejscowymi.
Mamy oboje dosyć!
Zamiast zabytków medyny odwiedzamy sklep z dywanami, gdzie sprzedawca usiłuje nam wcisnąć dywan, jak z Wersalu. Na nic nasze protesty, że nie mamy gdzie tego spakować. Nie działa nawet fakt, że do Australii nie da się nic wywieźć ze względu na kwarantannę. Cała obsługa sklepu rozkłada przed nami kilkanaście dywanów, dwoją się i troją. Potem trafiamy do jubilera, następnie przewodnik prowadzi nas do miejsca, gdzie chcą nam wcisnąć haftowane serwetki. Kupuję szal w nadziei, że mi dadzą spokój. Odwiedzamy maleńką wytwórnię olejku arganowego. Tutaj tak, jak i w poprzednich sklepach, podają nam siedziska, jakbyśmy mieli tu spędzić kilka godzin i miętową herbatę. Pani rozkłada przed nami stolik z niezliczonymi próbkami olejków arganowych i zaczyna prezentację. Prosi, abym spróbowała kawałeczek maleńkiego orzecha, krztuszę się, zaczynam płakać i kichać. Marek sprytnie mówi, że mam uczulenie. Jak w każdym sklepie, początkowa życzliwość sprzedawcy zmienia się w złość i rozczarowanie.
Przewodnik nie daje za wygraną, prowadzi nas do słynnej farbiarni, ale nie był to widok jak z pocztówek. Farbiarnia miała być właśnie remontowana i produkcja skór była bardzo ograniczona. Rozdano nam liście mięty, ze względu na obrzydliwy zapach, ale miałam taki katar, iż nic nie czułam. No i jakże by inaczej! Wizyta w sklepie z torebkami i butami. Kupuję zieloną, która do niczego nie pasuje, ale drogo kosztuje.
Jednocześnie chodząc po medynie doświadczamy czegoś, co miało nam towarzyszyć do końca podróży – nieuprzejmości Marokańczyków. Na widok aparatu fotograficznego ostro protestują i są bardzo niemili. Nie działa uśmiech. Nawet zdjęcie kota, czy osiołka wywołuje protesty.
Obowiązuje zasada: no many, no photo!
Mamy dosyć przewodnika, płacimy mu uzgodnione 25 euro i dosłownie uciekamy, obiecując sobie, że nigdy więcej przewodników! Znajdujemy aptekę, w której dostajemy bez recepty antybiotyk. Sporo osób zna angielski, a zwłaszcza namolni sprzedawcy! Wracamy do hotelu. Mam gorączkę i dreszcze, łykam antybiotyk i zaszywam się do łóżka. Marek idzie robić foty. Postanawiamy zostać tu jeszcze drugą noc. Jestem dosłownie padnięta po tym dniu, a przewodnik zostanie mi chyba na zawsze w pamięci.

Medyna to labirynt pokręconych, wąskich uliczek. Czasami pustych, czasami pełnych ludzi. Jest w miarę czysto, bo medyna jest na liście UNESCO, ale już po wyjściu za bramę otaczają nas góry śmieci.

Fez to jedno z najsłynniejszych marokańskich miast. Przyciąga turystów swoim niepowtarzalnym klimatem. Miasto jest kwintesencją kultury tego kraju, tradycji i cywilizacji związanej z islamem.
W plątaninie uliczek trafialiśmy na meczety, szkoły koraniczne, pałace, bazary, farbiarnie. Medyna ma swój wyjątkowy klimat.

Fez był kiedyś stolicą Maroko. Miasto zostało założone przez Idrisa I w roku 789. Co można zobaczyć w Fez, dowiecie się z przewodników. Atrakcji i przepięknych budowli jest mnóstwo. Najlepiej zwiedza się samemu i warto zwyczajnie się w medynie zgubić. Wtedy można poczuć niesamowitą atmosferę pełnego gwaru i kolorów, bogatego w wielowiekową tradycję i kulturę miasta.

W środku lata panują tu nieznośne upały, dające się we znaki. My byliśmy w październiku i było bardzo przyjemnie. Idealny czas na zwiedzanie. Dla wielu miasto magiczne. Nas nie zachwyciło. Jest to też miasto meczące, kłębiący się całą dobę tłum tubylców i turystów, nie dla każdego jest do zniesienia. Jednak warto Fez zobaczyć. Przed wyjściem z hotelu radzimy zabrać wizytówkę, bo możemy godzinami krążyć po uliczkach i szukać miejsca z którego wyszliśmy.


































































Ależ mieliście tych przygód…Potwierdza się teoria, że w miejscach turystycznych ludzie zachowują się inaczej. Świetnie czyta się i ogląda zdjęcia 🙂
Bardzo dziękujemy za miłe słowa 🙂
Przygód mieliśmy sporo,ale one zawsze są częścią podróży i mimo wszystko fajnie się je wspomina.
Późna jesień to idealny czas na zwiedzanie tak gorącego miejsca i jak rozgrzewa taka wyprawa gdy u nas zimno szaro buro i pomoru.
Tak,to czas idealny na zwiedzanie Maroko.Byliśmy właśnie w październiku.Nie było upałów, turystów,tłoku.Można naładowac akumulatory!
Pozdrowienia!
Jakie kolorowe to Maroko piękne wspomnienia
Dzięki za komentarz!-)
ciekawa relacja i piękne zdjęcia. Nigdy nie byłem w tamtych okolicach. Może kiedyś.
Dziękujemy za komentarz!-)
Moc zdjęc aż chce się tam być.
Dziękujemy za komentarz!
Brak mi słów na okreslenie zdjęć, artystyczne i piekne. Byłam w tym mieście kilka dni i bardzo dobrze wspominam. Był brud i smród, ale też urocze ulice, kolory i pyszne tajiny. Mam mieszane uczucia co do tego kraju, dużo lepiej się czułam w innych arabskich krajach, ale spotkalismy też fajnych ludzi. Zachwalając swoje towary powtarzali, że są najlepsze, to nie Casablanca. To powiedzonko weszło do naszego słownika:)
Mamy mieszane uczucia co do Maroko, zwłaszcza jeżeli chodzi o ludzi,ale trzeba przyznac, że to piękny kraj do zwiedzania.Poza miastami krajobrazy zachwycają.
W samym Fez piękna jest medyna.
Dziękujemy bardzo za komentarz i pozdrawiamy!
My byliśmy w Maroko w styczniu i tez było całkiem przyjemnie, zdecydowanie letnie miesiące to chyba by nas tam wypaliły do cna w tym gorącym słońcu. Co do incydentu z przewodnikiem, jakże nie fajna sytuacja. Człowiek czasem chce wierzyć w otwartość innych osób a tutaj takie klocki, dobrze ze nie mieliście większych problemów.
Nie wyobrażamy sobie podróży w czasie lata po Maroko, upały bardzo dają się we znaki
Podróżowaliśmy jesienią i pogoda była fantastyczna do zwiedzania.
Fez to było pierwsze miasto, w którym zatrzymaliśmy się na dłużej.Pierwsze zetknięcie z tym krajem,kulturą, kuchnią,ludźmi.
No i niestety ludzie okazali się ogromnym minusem Maroko.Tak jak pisaliśmy, mnóstwo naciągaczy i nagabywaczy na każdym kroku i wszędzie wyciągnięte ręce po pieniądze.W miastach robiliśmy większe zakupy, często spaliśmy, ale jak najszybciej uciekaliśmy podziwiać fantastyczne krajobrazy tego kraju.
Mnie tam nie było, ale rodzice byli w Maroko i bardzo sobie chwalili. Super fotorelacja.
Warto się wybrać do Maroko, w Fez jest piękna medyna.
Pozdrawiamy 🙂
Przygody zawsze się miło wspomina. Dzięki za kolejną ciekawą podróż.
Dziękujemy i pozdrawiamy 🙂
Niestety, to jeden z aspektów Maroka, który mi szalenie nie odpowiadał, pazerność na zarobek w każdej sytuacji, bynajmniej nie chodziło tylko o zdjęcia, od nas z mężem chcieli brać pieniądze za spacer uliczkami, przyczepiła się taka banda naciągaczy i długo nie mogliśmy się od niej odczepić.
Widzę, że nie jesteśmy odosobnieni w opinii o Marokańczykach.
Słyszeliśmy też takie opinie od wielu innych osób.
Dlatego uciekaliśmy w góry i na pustynie.Maroko jest przepiękne, nasz pobyt w miastach ograniczaliśmy do minimum.
Pozdrawiamy! 🙂
Właśnie dlatego, jak tylko mamy możliwość, uciekamy w miejsca, w których mnogość turystów, raz aby oddalić się od zwiedzających, dwa aby nie trafiać na zmanierowanych miejscowych.
W takich miejscach jak Fez, nie da się gdzie uciec, ciężko znaleźć pustą uliczkę, lub cichy zakątek.
Taki urok turystycznych miast.
Pozdrowienia!
Też byliśmy w październiku, też byłam okrutnie chora. W aptece trafiłam na wyjątkowo cudowną kobietę, która mówiła po angielsku, więc nie musiałam wysilać zakatarzonych szarych komórek i udawać, że znam francuski. Zdjęć nie zrobiłam prawie żadnych, więc znowu będę odsyłać do Was!
Pierwszy pobyt w Fez nie wspominam dobrze, bo bardzo byłam przeziębiona.
No i ten przewodnik zostanie nam w pamięci na zawsze.
Wylatywaliśmy po miesiącu z Fez i już na spokojnie zwiedziliśmy medynę.
Też mam niewiele zdjęć, bo Marek je przypadkowo skasował.
Odsyłać możesz do naszego Maroko, będzie nam miło 🙂
Pozdrowienia!
Ojej! Ileż przygód! Ale miejsce niezwykłe.
Fez, podobny jest do innych marokańskich miast i dla nas bardzo egzotyczny.
Warto zobaczyć medynę, bo jest interesująca.Zabytków w tym mieście też jest sporo.
Pozdrawiamy!
Cudowne, kolorowe, soczyste zdjęcia. Szkoda, że ten przewodnik taki raczej nieudany, ale przynajmniej fotki cudowne.
Przewodnik się faktycznie nie udał, więcej się nie namówimy na taki interes.
Sama medyna piękna, kolorowa, magiczna.
Przyjemnie się zwiedza.
Pozdrawiamy! 🙂
Maroko to piękny kraj, a wielość barw i przypraw przyciągają.
Bardzo egzotyczny, malowniczy kraj.
Maroko poza miastami ma przepiękne krajobrazy.
W Fez, jak i innych miastach spędziliśmy jak najmniej czasu.
Pozdrawiamy 🙂
To właśnie Maroku przyciągnęło nas między innymi w podróż poślubną, dawne dzieje, ale wspomnienia wciąż wypełnione kolorem. 🙂
Piękny kraj na podróż poślubną 🙂
Pozdrowienia!
Fantastyczny kraj. Ma dwa oblicza biedę połączoną z luksusem. Zapewne byłam tam w poprzednim życiu, bo w tym raczej nie dam rady już być. Ale chciałabym nabyć taki dywan czy kilka pięknych materiałów. ♥
Dziękujemy i pozdrawiamy 🙂
Ciekawa historia z wylotem… Kiedyś tak spóźniłam się na pendolino. Ale te zdjęcia świadczą o tym, że jednak do Maroka dotarliście. Piękne obrazki. Podziwiam!
Dotarliśmy na drugi dzień.
Warto było!
Dziękujemy i pozdrawiamy 🙂
Nie dziwię się że słowa wypowiedziane w tym samolocie wywołały konsternacje. Miłego weekendu.
Wzajemnie, miłego weekendu 🙂
To mieliście luksusowy przejazd taksówką 🙂
To nawet nie była taksówka, tylko samochód z parkingu, na którym zostawiliśmy samochód. Na drugi dzień wylecieliśmy do Maroko.
Pozdrawiamy 🙂
Dobrze, że chociaż tak mogę popodróżować. Dziękuję Wam za tę piękną relację.
Dziękujemy i pozdrawiamy 🙂
I ja kiedyś pomyliłam dni wylotu…Zdarza się. Ale w końcu dotarliście i zdjęcia z Fez pięknie pokazują specyfikę i klimat miejsca. Ach te bazary, uwielbiam je.
Fez jest bardzo ciekawym miastem, zwłaszcza medyna.
Bazary marokańskie to wyjątkowo ciekawe i egzotyczne miejsca.
Pozdrowienia 🙂
O tak rozumiem niechęć do niektórych przewodników, sama ich kiedyś musiałam tłumaczyć z francuskiego, niektórzy byli straszni, tak nudni, że nawet ja się mordowałam, potrafili wymieniać setki nieistotnych nazwisk, zamęczali ludzi. jednak dobry przewodnik to skarb. Niestety trudno trafić, a Casablanki zazdroszczę.
Do Casablanki tylko przylecieliśmy i nie zwiedzaliśmy tego miasta.
Co do przewodników nigdy żadnego nie bierzemy, natomiast ten w Fez był wyjątkowym nieuprzejmym egzemplarzem i jak pisaliśmy, uzgodniliśmy jego wynajęcie wcześniej, więc głupio było się wycofać.
Pozdrowienia 🙂